Tylko kobiety miały łóżka. Mężczyźni musieli każdej nocy znaleźć kobietę, która ich przyjmie. Rozmowa z Paulem-Julienem Robertem, reżyserem filmu "Ojcowie, matka i ja", rozmawia Urszula Jabłońska

Rozmowa była opublikowana w "Dużym Formacie" 24 lipca 2014 r.

Urodziłeś się i wychowałeś we Friedrichshofie - największej komunie w Europie. Znałeś świat poza nią?

- Mówiono nam, że tam w szkołach nauczyciele biją dzieci, że szaleje epidemia AIDS. Dochodziły do nas tylko złe wiadomości - kiedy zdarzyła się jakaś katastrofa, jak Czarnobyl. Słyszeliśmy, że komuna jest jedynym bezpiecznym miejscem.

I była?

- Obowiązywały trzy idee. Przede wszystkim wspólna własność. Każdy, kto wprowadzał się do komuny, musiał sprzedać wszystko, co miał - dom, samochód, ziemię. Nie można było mieć nic swojego - ubrań, przedmiotów. Było tam coś w rodzaju pchlego targu, skąd każdy mógł wziąć sobie ubrania czy zabawki, a potem odnieść. Wszyscy pracowali - budowali domy, uprawiali warzywa, wspólnie gotowali.

Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie

Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi

Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.

Więcej
    Komentarze