Teresa ma 82 lata, 900 złotych emerytury i jeździ stopem po całym świecie. Można pomyśleć, że to film o podróżach, ale tak nie jest. Rozmowa z Lidią Dudą, reżyserką filmu "Wszystko jest możliwe"
Rozmowa była opublikowana w Dużym Formacie 2 stycznia 2014 r.
- Nareszcie! Już jestem zmęczona tłumaczeniem, że nie zrobiłam dokumentu o autostopie. Teresę poznałam, szukając bohaterów do filmu o starszych ludziach. Była odważna, wyrazista - bo kto w jej wieku, nie znając języków, porwałby się na coś takiego - ale dopiero kiedy poznałam jej męża Jana i odwiedziłam ich w domu na wsi, na Dolnym Śląsku, wiedziałam, że jest to materiał na film. I to całkiem osobny film, tylko o nich.
Wszystkie komentarze
Jak to nie będzie! A pozagrobowe wg religii np. chrześcijańskiej.
A nad wszystkim unosi się optymistyczna myśl, że zawsze można wszystko zacząć od początku.
Nadzieja matką wiadomo czyją jest.Ta pani nie zaczęła niczego od początku. Wniosła tylko do swojego i nie tylko swojego życia nowe elementy, które zmieniły jego jakość. Dziwi radość przemieszana z satysfakcją, że wzięła odwet na Janie za nieudane życie. Tyle poświęcenia i taka niewdzięczność. Tylko, że Jan jawi się tu jako jednostka szlachetna, człowiek powściągliwy nie kierujący się w życiu emocjami i namiętnościami, co z tej "pięknej, optymistycznej" historii uczynić by mogło krwawy dramat, których pełno w kronikach miłosnych.
a co w nich było? :)
Zanim skomentujesz - przeczytaj artykuł
To z pewnością nie będzie dla niej łatwe - wybaczyć ot tak mężowi, że ona 14 lat żyje z kochankiem i przywozi go do domu, to nie w kij dmuchał...
Się kapitan zbulwersował :D
Skądże znowu; nie moja żona, nie mój kochanek. Retoryka jest po prostu ogromnie zabawna; tym bardziej nawet, że chyba nieświadomie :-)
Z tekstu, który - przyznaję - przeczytałem pobieżnie, wynika, ze starsi państwo to już od lat jedynie współlokatorzy. Chyba jedno nie ma już co prosić drugie o wybaczenie, a to drugie wybaczać. To właściwie tekst o problemach lokalowych.
Odniosłem dokładnie takie samo wrażenie i dlatego właśnie rozśmieszyła mnie deklarowana gotowość starszej pani do "wybaczenia" mężowi, w sytuacji gdy z nich dwojga to właśnie ona jest tą skaczącą w bok z młodym kochankiem :-)
Gdyby Panowie dokładniej przeczytali artykuł, to może by zrozumieli, dlaczego to właśnie ona ma co wybaczać. A może i nie, 30 lat zasuwania dla rodziny i rezygnowania z siebie, kosztem własnego zdrowia, i kiedy druga strona się realizuje i spędza wolny czas z przyjaciółmi, to przecież normalne, prawda?
Nie wysilaj się, nie zrozumieją. W Polsce żona to mniej niż służąca, bo służącej trzeba płacić, dawać czasem wolne i nie można zmuszać jej do seksu. W PRL-u kobieca prasa pełna była porad, jak sprawnie ugotować obiad, posprzątać, poprać i poprasować ubrania, żeby jeszcze kobiecie zostało trochę czasu na zrobienie się na bóstwo dla męża. Mężczyźni mieli często jakieś hobby - wędkarstwo, filatelistyka itp. Kobiety na hobby nie miały czasu ani pieniędzy, najwyżej hodowały kwiatki doniczkowe (nie zabierają dużo czasu i nie są kosztowne) lub piekły ciasta (rodzina miała z tego korzyść).
Ale my tu z kapitanem konkretnie omawiamy casus kochanka, a panie o całokształcie i to jeszcze z pozycji feministycznych. My się z kapitanem na ten grząski grunt zwabić nie damy! :D
<<< Gdyby Panowie dokładniej przeczytali artykuł, to może by zrozumieli, dlaczego to właśnie ona ma co wybaczać. >>>
Przeczytałem bardzo dokładnie i jak babcię kocham, że nie wiem.
<<< A może i nie, 30 lat zasuwania dla rodziny i rezygnowania z siebie, kosztem własnego zdrowia, i kiedy druga strona się realizuje i spędza wolny czas z przyjaciółmi, to przecież normalne, prawda? >>>
Z artykułu nie wynika, żeby przez owe 30 lat któraś ze stron mniej ani bardziej "zasuwała dla rodziny". Chyba, że a priori założymy, że jej praca w domu była istotna, a jego praca dla utrzymania rodziny (o której tu nie ma ani słowa, a przecież nie mogli żyć z dziećmi z jej zarobków, skoro teraz dostaje minimalną emeryturę) - nie była. Nie ma też śladu sugestii, żeby któraś ze stron pozostawała w tym związku pod przymusem lub do tegoż drugą stronę zmuszała.
@jama50
<<< Nie wysilaj się, nie zrozumieją. (...) >>>
Wobec tego proponuję krótki eksperyment myślowy. Wyobraź sobie, że w opisanej tu sytuacji, to nie ona, ale on po 30 latach małżeństwa stwierdza, iż do tej pory żona i rodzina tłamsiła rozwój jego osobowości - po czym co roku wyjeżdża za granicę jej nie zabierając, z jednego wyjazdów przywozi sobie młodszą o 22 lat kochankę, która przedstawia żonie i co roku zaprasza do domu na dłużej, a na koniec opowieści o swym losie oznajmia, że mógłby się zastanowić, czy wspaniałomyślnie nie wybaczyć żonie, że przez całe życie podcinała mu skrzydła i nie umiała dać tego, co mu dała nowa kochanka.
Jak sądzisz; czy komentarze na tym forum brzmiałyby wtedy tak samo - tj. "cudna historia, "ile nadziei wnosi", "wszystko można zawsze zacząć od początku" etc.? A może wręcz dobrze jej tak, bo kiedy on harował żeby utrzymać rodzinę, ona siedziała w domu i plotkowała z przyjaciółkami przy kawce"...? ;-P
Pozdrawiam
Na tym forum to byłyby komentarze, że on to pijak i złodziej
Ależ wynika to z artykułu.
"Ona mówi, że nigdy nie dostała od niego miłości. A on - że to było fajne małżeństwo.
- Jan, artysta plastyk, był wielką miłością Teresy. Myślę, że chciała dać mu wszystko, być idealną żoną, matką, gospodynią. I chyba ten nadmiar miłości ją zgubił. Bo jak ona dawała, to on brał. Mam wrażenie, że to się przytrafia wielu kobietom: dla miłości i rodziny jesteśmy w stanie zrezygnować z samych siebie.
"Dbała o dom, dbała o dzieci, ja byłem zadbany", mówi o Teresie Jan, a ja mam wrażenie, że słyszę chór polskich mężczyzn w jego wieku.
- Bo on był takim klasycznym polskim mężem z tamtych czasów: praca, po pracy kieliszeczek z kolegami, dużo swobody, a w domu zawsze czeka żona. Wiadomo, że jak ona tak zawsze czeka, to nie ma się o co starać. Żył z nią, ale nigdy jej nie poznał. Zresztą nie musiał, traktował jej miłość jak coś absolutnie pewnego, co nigdy nie zostanie mu odebrane."
na Podlasiu i Podkarpaciu nadal tak to wyglada...