Dzieci z wiejskich środowisk, które przychodzą do miejskich gimnazjów, są traktowane raczej z dystansem, z lekką niechęcią. Bo one idą "na" PKS, a koledzy "do" MZK. Z prof. Teresą Smolińską rozmawia Dorota Wodecka
Rozmowa była opublikowana w "Gazecie Wyborczej" 7 lipca 2012 r.
Wstydziła się pani, że pochodzi ze wsi?
- Nigdy. Nawet kiedy dostałam się na studia, nie obcięłam warkoczy. W mieście dziewczyny chodziły w rozpuszczonych włosach, z grzywkami. Rozwiane włosy były znakiem kulturowej emancypacji, a warkocz pewnie symbolem wiejskości i zabobonu. Przecież na wsi związywało się włosy, żeby się w nich złe duchy nie zagnieździły. Nie miałam z tym problemu. Nie ścięłam ich.
A te pani "miastowe" kapelusze?
Wszystkie komentarze
1. Nie ma dróg więc nie ma publicznej komunikacji
2. Rodziców nie stać na internaty czy stancje, bo nie pracują, ponieważ nie mają jak dojechać do pracy (patrz punkt 1).
Jeśli nie wierzycie, to zobaczcie jak jest w miejscowości Wygoda - kierunek z Olsztyna na Szczytno i za Klewkami zjazd w prawo na Kaborno i Wygodę - ponad 4 km drogi gruntowej składającej się z dołów z błotem.
Takich miejscowości dookoła Olsztyna jest mnóstwo.
Według mnie chodziło raczej o to, że moherowe babcie są zwarte i gotowe jak jakiś pułk komandosów:)).
Mnie się zawsze te berety kojarzyły z paniami w nieokreślonym wieku i kruchciano-kołtuńskiej obyczajowości, gatunek w podobnym natężeniu występujący zarówno w środowisku miejskim jak i wiejskim.
Tak. Na Podlasiu i pozawarszawskim Mazowszu prawie wszyscy mają jakiegoś szlacheckiego przodka. Bo tam było kiedyś 20% szlachty. I to widać i słychać i czuć.
Niestety. Jakże inaczej to wygląda np. gdzieś w Poznańskim. Tam ludzie są dumni, że przodek był dobrym dekarzem, kowalem, zdunem, gospodarzem. W Kongresówce jest dumny, że wśród przodków jest herbowy szlachetka.
Przy czym 95% z tych 20% to były gołodupce biedniejsze od niejednego uwłaszczonego Boryny. I bynajmniej nie lepiej od niego wykształcone, nie bardziej inteligentne ani postępowe.
Te różnice pomiędzy chłopem z Poznańskiego a a szlachetką z Mazowsza czy Podlasia były ogromne. I w bogactwie i w wykształceniu. Warto pamiętać, że w Prusach początki powszechnej nauki czytania i pisania pojawiły się już w 1765 r. Ten system rozwijał się coraz prężniej, a pod koniec XIX wieku już wszyscy w Prusach kończyli podstawówkę i swobodnie czytali i pisali. Wielkopolska i Górny Śląsk nie różniły się pod tym względem od innych regionów Prus. I te różnice pomiędzy Wielkopolską, a pozawarszawskim Mazowszem i wschodnimi województwami w wykształceniu i etosie pracy są widoczne do dzisiaj.
Z tym, że trzeba komunie przyznać, że przyczyniła się jak mało co do awansu ludności pochodzenia wiejskiego. Masowa migracja, możliwość zdobycia wykształcenia, dobrego zawodu, stanowiska; a w drugim pokoleniu dzieci już wrastały w miasto. Egalitarne szkolnictwo, urawniłowka mieszkaniowa (wspólne bloki, podwórka), a także: te same problemy prl-owskiej codzienności sprawiały, że integracja społeczeństwa była nieporównanie szybsza niż przed wojną.
To nie bylo dzieki komunie... Wojna stworzyla ogromy vacuum.. Potrzeba bylo ludzi do pracy I to storzylo social movement tak w komunistycznych krajach jak I na zachodzie... Get your facts right...