Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.
Wszystkie komentarze
"ograniczenie patologii na polskim rynku pracy, gdzie dwie osoby robiące to samo w jednej firmie mają bardzo różne wynagrodzenia". Tak jest na całym świecie, bo jest kapitalistyczny rynek a praca to też towar. Może jednak te dwie osoby nie robią tego samego a może są po prostu różnymi osobami i jednej firma, z jakiegoś powodu, gotowa jest płacić więcej a innej nie.
To trochę podobnie jak z identycznymi dżinsami, zrobione w tej samej fabryce, różnią się tylko nalepkami a płaci się więcej za jedną nalepkę niż za inną.
Też patologia?
firma jednej osobie płaci mniej bo chce więcej zostawić dla siebie to jest ten powód
Ale dlaczego akurat płaci mniej jednej osobie a drugiej nie płaci?
Masz swoją firmę czy tylko tak piszesz?
Objaśnię cię.
Taryfa jest taryfa, minima to minima, są grupy zaszeregowania czy budżetówka. Ale w prywatnej firmie negocjuje się płace pozataryfowe. Negocjują dwie strony: pracownik i pracodawca. Każdy ciągnie w swoją stronę i jest wynik. Różny wynik, bo np. są pracownicy, którzy wstydzą się powiedzieć daj więcej kasy, może boją się, że to będzie źle widziane, nie wiem. Czyli jak do mnie przychodzi ktoś asertywny z hasłem daj więcej kasy to mogę mu w miarę możliwości coś dać i ma więcej niż jego kolega z biura a ja przecież nie polecę do tego drugiego z krzykiem: panie chcesz pan więcej kasy? I faktycznie ten koleś zostaje z mniejszą kasą, jego pech, skoro nie umie otworzyć buzi. Ja za nim z kasą latał nie będę.
I tak to zostanie na zawsze, bo oni sobie nie powiedzą ile kto zarabia, bo jako firma zobowiązuję ich do milczenia i mam takie prawo.
Kropka.
Pracownik ma prawo poinformować kogo tylko chce o wysokości swojego wynagrodzenia - także hmm życzę ciekawych niespodzianek.
1) znakomita większość waszych etatów to przepalanie moich podatków;
2) ostatnie 4 lata na samozatrudnieniu są najlepszymi jakie mam w życiu zawodowym;
3) nie szanujecie cudzej pracy (ale też nie szanujecie swojej) co widać doskonale kiedy się wami zlecenia negocjuje - zawsze wam za drogo, zawsze chcecie, żeby wykonawca zrobił za was nawet to, co macie w obowiązkach i zawsze wydaje się wam, że wykonawca zawsze "dużo może" na przykład pojechać do KIO na rozprawę w sprawie schrzanionej przez Was podręcznikowo.
ci co kombinują (tych niestety jest sporo) też - z rożnych powodów
zarobki, przynajmniej w kwestii pensji budżetowej, stanowisk kierowniczych, dyrektorskich powinny być jawne - bo wychodzi potem, że dyrektor ma 8-10 tyś. kierownik 4-5tyś a szeregowy pracownik biurowy (który odwala właśnie całą robotę, a jak coś źle to na niego spadnie wina i kara pieniężna) < 3tyś na rękę....czyli, co jest powszechnie wiadomo - większa część ludzi ma poniżej średniej krajowej
z drugiej strony - jak to ludzie robią, że mają samochody, budują domy za miastem...? z leganie zarobionych pieniędzy? hm...
Bo proszę w służbie zdrowia skończyć z prywatyzacją zysków i upublicznianiem długów. Goła pensja to jedno a całość dochodów to drugie. W publicznej służbie zdrowia ma się tzw. etat a w prywatnej tzw. kasę. A potem się gra w ping-ponga pacjentami. W publicznej opukuje się dla pozoru gościa stetoskopem w minutę, mówi do ucha - przyjdź pan po godzinach prywatnie - i zaraz krzyczy - następny proszę.
A potem, jak to ujęli koledzy Gołas i Kobuszewski w kabarecie?
Aaa, prywatnie to jest zupełnie inna rozmowa...
1. zarabiają za mało;
2. ceny są za wysokie.
Czy aby jedno nie pociąga za sobą drugiego?
Tak właśnie wygląda podejście lewicy do piniędzy. Aż w końcu kończą im się cudze.