Każdy z artystów reprezentuje inny styl, każdy czerpie inspiracje z innych źródeł. Jan Młynarski (wywiad powyżej) wykonuje muzykę swojego ojca, ale na swój sposób. Warsaw Afrobeat Orchestra, zgodnie z nazwą gra funky z północy Afryki, a Vavamuffin to prawdziwa reggae'owa petarda. Oto bohaterowie naszego pikniku.
W recenzji debiutanckiej płyty WAO brytyjski portal muzyczny UK Vibe napisał, że Sean Kuti, syn wielkiego Feli Kutiego, powiedział: - Są tysiące zespołów, od Australii, przez Izrael, po Stany, które grają dziś afrobeat. To, co rozpoczął mój ojciec, przeistoczyło się w ogólnoświatowy ruch". A częścią tego ruchu jest warszawska orkiestra. Nie bez przyczyny przywołujemy brytyjską recenzję albumu, bo "Wendelu" najpierw ukazało się za granicą (nakładem doskonałej amerykańskiej oficyny Ubiquity), a dopiero potem trafiło do Polski. Muzyka Warsaw Afrobeat Orchestra jest niesamowita. Zespół gra własną wersję afrobeatu, niekanoniczną, niepurytańską, bo przesiąkniętą dubem, reggae, mnóstwem innych wpływów, tak różnych, jak odmienne są doświadczenia muzyków tworzących zespół. Grupa istnieje już kilka lat, ale (co zaskakujące, biorąc pod uwagę świetność ich gry) dopiero teraz zaczyna zdobywać szerszą popularność. Już niedługo na bank popłyną zaproszenia od czołowych polskich festiwali, tych offowych, tych bardziej komercyjnych, folkowych, jazzowych. Wcześniej Warsaw Afrobeat Orchestra wystąpi na placu Defilad!
Wszystkie komentarze