Wszyscy, nawet obaj pływacy, myśleli, że w finale 100 m st. motylkowym w Pekinie Milorad Cavić pokonał Michaela Phelpsa. Gdyby mieli rację, nie byłoby wiekopomnej serii Amerykanina z ośmioma złotymi medalami olimpijskimi.

Mierzenie czasu na igrzyskach olimpijskich jest tak oczywistą czynnością, że kibic nie uświadamia sobie, jak bardzo jest skomplikowane i ile czasu minęło, aby było doskonałe. I jak jest istotne.

40 lat temu na igrzyskach w Los Angeles Michèle Chardonnet i Kim Turner zostały wspólnie – choć nieoficjalnie – uznane brązowymi medalistkami biegu na 100 m ppł, ale MKOl zdecydował, że to Turner była szybsza i jej rywalka medalu nie dostała. Pół roku później na podstawie danych z fotokomórki Chardonnet odzyskała brązowy medal.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Marcin Ręczmin poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    W 1936 w GaPa z gilem u nosa Hitlera. III Rzesza w konkurencji patrol wojskowy zajęła dopiero 5. miejsce, zwyciężyli Finowie.
    już oceniałe(a)ś
    0
    0
    Proszę, wytłumaczcie mi to łopatologicznie:
    "dwa stopery zsynchronizowano, czyli puszczano wspólnie – ten na dole, na mecie i ten na górze, na starcie. Zatrzymany czas górnego stopera odejmowano od zatrzymanego czasu dolnego, porównując stopery. Jak górny stoper pojawiał się na mecie? W spodniach następnego alpejczyka."
    już oceniałe(a)ś
    4
    3
    Bardzo ciekawy artykuł, ale jakby się w pewnym momencie urywa i brakuje części o tym jak ta ewolucja pomiarów przebiegała później w czasach powojennych aż do dzisiaj.
    już oceniałe(a)ś
    18
    1