- Jestem wzruszony, czuję się spełniony jak nigdy po żadnej z wypraw - powiedział „Wyborczej" z bazy Amundsena-Scotta przy biegunie południowym. Dotarł do niego samotnie jako czwarty Polak. Droga z Hercules Inlet do mety trwała 58 dni i zakończyła się 13 stycznia w piątek. W linii prostej to 1140 kilometrów, ale Waligóra - chcąc nie chcąc - przeszedł 1250 kilometrów. Sanie, początkowo ważące ponad 100 kg, każdego dnia traciły na wadze wraz z wykorzystaniem przez Waligórę jedzenia i paliwa.
Wszystkie komentarze
Jakby powiedziała moja babcia - żeby głupi miał zagadkę.
Wyczyn jest nieporównywalny ale pan Mateusz przynajmniej nie musiał zabić kilkudziesięciu psów dla zaspokojenia własnych (oraz narodowych) ambicji.
Dla mnie to jest imponujący wyczyn, prawdziwy sport a nie jakieś bieganie za piłką czy skakanie na deskach za kasę.
Imponujący i jednak ...nikomu niepotrzebny. Sport zawody generuje zysk i emocje, daje zatrudnienie. Szacunek dla pana Mateusza, coś sobie udowodnił po raz kolejny. Przeszedł pustynie jedną, drugą. Dotarł do bieguna. Co dalej?
Łajza to twoja stara i nikt nie wie, po co zaszła.