Tegoroczna edycja Ligi Mistrzów będzie ekstremalna, bo cały sezon został skażony ekstremalnym pomysłem na mundial – wrzucony w środek sezonu klubowego, zaplanowany na listopad i grudzień w Katarze. Żeby pomieścić wszystko w przeładowanym jak nigdy kalendarzu, UEFA upchnęła sześć kolejek fazy grupowej w zaledwie dziewięciu tygodniach. Rozgrywki popędzą w szalonym tempie, wytchnienia od meczów nie będzie również w środku tygodnia.
Napięty terminarz powinien dać więcej szans na grę również piłkarzom drugoplanowym, nawet głęboko rezerwowym – także Polakom, których krzyczącą nieobecność w Champions League niekoniecznie dostrzegamy, ponieważ oślepia nas megagwiazdor Robert Lewandowski. Gdyby on nie istniał, w poprzedniej edycji rozgrywek nie oklaskiwalibyśmy ani jednego swojskiego gola. Ba, na boisku mogliśmy zobaczyć tylko Wojciecha Szczęsnego (jego Juventus wypadł fatalnie, przegrał w 1/8 finału z Villarrealem) oraz – niekiedy – Tomasza Kędziorę (wraz z całym Dynamem Kijów nie przetrwał fazy grupowej) i Kamila Piątkowskiego (uciułał 83 minuty gry, w tym w przegranym 1:7 spotkaniu z Bayernem). To wszystko. Bez kapitana naszej drużyny narodowej polski futbol byłby w elicie reprezentowany w ilościach homeopatycznych.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze