Chłop rządzi w tym Realu, ładuje co trzecią bramkę, ciągnie ich po mistrzostwo La Liga (i dociągnie, bo Atlético w erze Simeone stało się mistrzem przegrywania z Realem w decydujących chwilach), pcha do czwartego Pucharu Europy pod wodzą swojego ziomka Zidane’a, a jeśli tego tortu mało, to teraz wisienka: bezczelny gol piętką w El Clásico. I zaraz potem ten uśmieszek fanfarona – „No co, zwykły dzień biurze, tak strzela Pan Piłkarz”.
To już nie narwaniec z czasów Lyonu, na boisku zmądrzał, broda mu urosła, także mentalna i w szatni już nie zatruwa atmosfery, to jest Benzema bezołowiowa, na tym paliwie Francja czyściutko zajedzie po mistrzostwo Europy. Lud chce Karima, woła o przebaczenie, pragnie oglądać super duo młokos-rutyniarz w ataku, nie każ mu czekać, aż Mbappé odejdzie do Madrytu. Ryzyko żadne – jak się Francuzom nogi powiną przed fazą medalową, nikt nie będzie mógł zarzucić, że „z Benzemą to by wygrali”, dla trenera sytuacja win-win: okazujesz łaskę Cezara i bierzesz na turniej duet najlepszych napastników na kontynencie.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Eeee...
Atletico.
Sam se go weź