Zmiana Ligi Światowej na Ligę Narodów miała uatrakcyjnić rozgrywki i sprawić, żeby wzrósł ich prestiż. Na razie są to tylko pobożne życzenia władz federacji, gdyż większość uczestników traktuje ją szkoleniowo, jako przygotowanie do najważniejszych imprez. Inaczej być nie może, bo trudno wymagać od selekcjonerów, by przez miesiąc wozili swoich liderów po całym świecie, by rozegrać 15 meczów, często z przeciwnikami, z którymi wysoko wygrywa druga szóstka.
Tylko drużyny, które nie mają zagwarantowanego utrzymania, zaczynają w najsilniejszym zestawieniu. Tak gra Bułgaria, która do Ningbo przyleciała tylko bez Cwetana Sokołowa. Oprócz niej przed spadkiem bronią się Australia, Kanada i Portugalia.
Wszystkie komentarze