Choć reprezentacja Polski pojechała na drugi turniej Ligi Narodów w mocno rezerwowym składzie, odniosła dwa zwycięstwa, a selekcjoner znów przekonał się, że może liczyć na zmienników.

Zmiana Ligi Światowej na Ligę Narodów miała uatrakcyjnić rozgrywki i sprawić, żeby wzrósł ich prestiż. Na razie są to tylko pobożne życzenia władz federacji, gdyż większość uczestników traktuje ją szkoleniowo, jako przygotowanie do najważniejszych imprez. Inaczej być nie może, bo trudno wymagać od selekcjonerów, by przez miesiąc wozili swoich liderów po całym świecie, by rozegrać 15 meczów, często z przeciwnikami, z którymi wysoko wygrywa druga szóstka.

Tylko drużyny, które nie mają zagwarantowanego utrzymania, zaczynają w najsilniejszym zestawieniu. Tak gra Bułgaria, która do Ningbo przyleciała tylko bez Cwetana Sokołowa. Oprócz niej przed spadkiem bronią się Australia, Kanada i Portugalia.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Anna Gamdzyk-Chełmińska poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze