Był wybitny. Miał nieprawdopodobną koordynację, siłę i odwagę. Ale na swoje nieszczęście trochę wyprzedził epokę - mówi Jan Tomaszewski.

Dariusz Wołowski: Dwa razy wylatywał z kadry za alkohol, a i tak pobił pański rekord występów w biało-czerwonym dresie. Artur Boruc ma w sobie tyle dobrego, co złego?

Jan Tomaszewski: Przesada. Wady ma każdy i każdy popełnia błędy, tylko niektórzy są od Artura bardziej dyskretni. Bardziej sprytni. Boruc postępował w myśl zasady: „Nie masz cwaniaka nad warszawiaka”. Zamiast przeprosić trenera, potrafił mu odpyskować. Nie umiał położyć uszu po sobie. Taki ma charakter. Charakter, który wielokrotnie ratował reprezentację Polski na boisku. Mnie nie podobały się w karierze Artura dwa momenty: kiedy wywołał wojnę religijną z protestanckimi Rangersami jako bramkarz katolickiego Celticu i gdy podczas meczu złapał za gardło kolegę z drużyny, gdy ten popełnił w obronie głupi błąd. Powinien lepiej panować nad nerwami, choć to nie jest łatwe, bo gra na stresogennej pozycji. Inni wielcy bramkarze jakoś dają radę stresowi.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Łukasz Grzymisławski poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    Pamiętam kapitalny mecz Artura w Wiedniu Austria-Polska 1:1 ME 2008. Gdyby nie on to by było najmniej 3:0 i to do przerwy..
    już oceniałe(a)ś
    1
    1