Rozgrywający reprezentacji Polski biernie patrzył na piruety rywali, ale przynajmniej częściowo tłumaczy go postawa całej drużyny. Przygaszonej, zupełnie niepodobnej do orkiestry, która we włoskiej Serie A daje koncert za koncertem. Tam wygrywa symfonię, tu wybrała głuchą ciszę.
Minęło pół godziny, zanim goście w ogóle pofatygowali się pod wrogie pole karne. Manchester City do tamtej pory wbił już dwa gole, trafił w poprzeczkę, zmusił neapolitańczyków do desperackiego wykopywania piłki z linii bramkowej, oddał aż 10 strzałów. Owszem, gospodarze nacierali z polotem, energią, fantazją. Ale liderzy ligi włoskiej też robili wszystko, by uwiarygodnić słowa swego trenera Maurizio Sarriego, że dla nich najważniejszy pozostaje przebój krajowy zaplanowany na sobotę – z wiceliderem Interem Mediolan.
Wszystkie komentarze