"Lucyfer" w nowej serii z zabawnego i lekkiego serialu kryminalno-obyczajowego zmienia się w dziwaczną opowieść fantasy o wojnie aniołów i demonów o boski tron. Zupełnie niepotrzebnie.
Wątki religijne, zwłaszcza chrześcijańskie, pojawiają się w serialach często. Radykalnie odbiegają od dogmatów, katechizmu czy Biblii i są niebiańsko-diabelskimi komentarzami na temat spraw doczesnych. Twórcy lubią zwłaszcza zaglądać do piekła pełnego namiętności i pokus. Ale i w samym niebie konflikty się zdarzają. Nie ma już też jasnego w podziału: anioł jest zawsze święty, a diabeł zawsze straszny (np. "Dobry omen"). Najciekawiej jest wtedy, kiedy się ze sobą przyjaźnią, mocno angażują w ludzkie sprawy na Ziemi i wspierają w konflikcie z Bogiem. Właśnie taki nieoczywisty jest diabeł - bohater „Lucyfera", jego boska rodzina i ziemscy przyjaciele.
Wszystkie komentarze
Autorce radzę nie żałować niczego w życiu, szkoda zdrowia. Kiedyś serial się podobał? Ok, fajnie. Teraz się nie podoba? Ok, też fajnie. Życie jest wtedy dużo łatwiejsze! :)
Raczej "Supernatural" zgapia od Neila Gaimana. Albo wszyscy zgapiają od mitów ;)
Absolutna zgoda. Problem w tym, że pierwsze sezony przyciągnęły konkretny... rodzaj widowni, który całkowicie wysiada przy czymś głębszym, a taki "Good Omens" to dla nich przykład brytyjskiej komedii ;)
Uściślając - chodziło o tych, dla których "Good Omens" to TYLKO brytyjska komedia, bez zrozumienia tego, co kryje się za przepierzeniem, sensu, który wykracza poza konwencję...
A poza tym Netlix jest jak filmowy/serialowy McDonalds albo Biedronka. Dużo, więc tanio, ale w większości marnej jakości.