Oglądając pierwsze sceny "Łasucha", możemy poczuć się nieswojo, gdy aksamitny głos narratora opowiada nam o historii pewnego wyjątkowego chłopca i tajemniczej zarazy, która opanowała świat. Tak, to kolejna historia o pandemii, ale spokojnie, nie przestawajcie oglądać. To nie zaraza jest sednem serialu, ale nadzieja, którą żyje jego główny bohater.
Wyjątkowy chłopiec, o którym wspomniał narrator, ma na imię Gus (Christian Convery). Co w nim takiego wyjątkowego? Na pierwszy rzut oka to, że ma uszy i poroże jelenia. Nie, nie, spokojnie! Nie przestawajcie oglądać. To nie postapokaliptyczny horror o zmutowanych nastolatkach. Owszem, Gus jest jedną z wielu hybryd, ludzi obdarzonych jakimiś zwierzęcymi atrybutami, które urodziły się w chwili wybuchu Przypadłości – jak nazywana jest tu zaraza. Jedne mają świńskie ryjki, inne kolce, piórka i tak dalej.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Serial obejrzałam z prawdziwą przyjemnością. Urzekły mnie przepiękne krajobrazy oraz ciepło i optymizm, które biją z tej opowieści o pandemicznym świecie. Piękna baśń dla wrażliwych widzów.
Tak, i w czym problem?
Lepiej robić filmy o potężnej Polsce i Zośce z Parasola, który był facetem?
Niby tak, ale uprzejmość w komentarzach to bardzo pożądana cecha, co więcej, można się tego nauczyć.