Mary Berg, wówczas Miriam Wattenberg, urodzona w 1924 r. w Łodzi w zamożnej rodzinie żydowskiej, w swym ledwie co rozpoczętym dzienniku pod datą 10 października 1939 r. zapisała: Z trudem mogę uwierzyć, że zaledwie sześć tygodni temu przebywałam z rodziną w uroczym uzdrowisku w Ciechocinku (). Po raz pierwszy przeczucie przyszłego losu nawiedziło mnie wieczorem 29 sierpnia, kiedy wrzaskliwy głos ogromnego megafonu wstrzymał tłum spacerowiczów na ulicach, by oznajmić najnowsze wieści. W każdym zdaniu powtarzało się słowo "wojna".
Mimo wojny rodzina zdołała dotrzeć z Ciechocinka do Łodzi. Od połowy grudnia 1939 r. łódzkim Żydom nie wolno już było się pojawiać na Piotrkowskiej, głównej arterii miasta, wkrótce potem Niemcy skonfiskowali Wattenbergom sklep i mieszkanie. Kiedy pod koniec roku urodzona w Ameryce matka dziewczyny otrzymała - jak pisze Mary - list z działającego jeszcze w Warszawie przedstawicielstwa USA potwierdzający jej amerykańskie obywatelstwo, postanowili jechać do stolicy.
W dzielnicy żydowskiej zdołaliśmy uzyskać samodzielne mieszkanie Matka przypięła na drzwiach swoją wizytówkę z napisem "obywatelka amerykańska". Ten napis jest cudownym talizmanem przeciwko niemieckim bandytom, bez przerwy nachodzącym wszystkie żydowskie mieszkania . Amerykański paszport, a także dokumenty niektórych innych państw neutralnych dawały złudne poczucie bezpieczeństwa.
2 października 1940 r. Niemcy uruchomili w Warszawie największe getto w okupowanej przez siebie Polsce (pół roku później za jego murami znajdowało się 450 tys. ludzi), a kiedy 16 listopada je zamknęli, dziewczyna zapisała: Gdzie jest Mojżesz, który nas wyzwoli z nowego poddaństwa . W getcie spędziła prawie dwa lata, zapisując w pamiętniku nastroje uwięzionych za murami, ceny chleba i ziemniaków, żydowskie próby działalności kulturalnej, spektakle teatralne i szmugiel jedzenia przez mury.
Czytając jej zapiski, śledzimy codzienną degradację dzielnicy żydowskiej. 12 czerwca 1941 r.: Wskutek ciągłego napływu uchodźców w getcie panuje coraz większy ścisk. Przybywający są obdarci i bosi, spoglądają tragicznym wzrokiem ludzi przymierających głodem. Większość to kobiety i dzieci (). Odwiedziłam taki dom dla uchodźców. To zdewastowany budynek. Ściany dzielące dawniej lokal na odrębne pomieszczenia zostały zburzone, powstały zatem obszerne sale pozbawione wygód, ze zniszczoną instalacją wodno-kanalizacyjną. Pod ścianami stały zbite z desek, przykryte szmatami prycze. Tu i ówdzie widać było pierzynę w przybrudzonej czerwonej poszwie. Na podłodze ujrzałam półnagie, brudne, apatycznie leżące dzieci. W rogu siedziała i płakała śliczna dziewczynka w wieku czterech lub pięciu lat. Nie mogłam się powstrzymać od pogładzenia jej rozczochranych włosów. Dziewczynka spojrzała na mnie wielkimi, błękitnymi oczami i poskarżyła się "jestem głodna".
W getcie nie musiała nosić gwiazdy Dawida ani pracować pod przymusem, żyła w lepszym mieszkaniu, nie głodowała, bywała w kawiarniach. Ten los zawdzięczała pieniądzom ojca, przed wojną znanego malarza i marszanda, ale przede amerykańskiemu obywatelstwu matki. Dzięki niemu tuż przed Grossaktion in Warschau (Wielką Akcją), czyli początkiem likwidacji getta w lipcu 1942 r. i wywózkami tysięcy Żydów do obozu zagłady w Treblince, wraz z kilkuset innymi szczęśliwcami została internowana w więzieniu na Pawiaku. Niemcy, choć znajdowali się już w stanie wojny z USA, woleli nie drażnić dodatkowo Ameryki i oszczędzali jej żydowskich obywateli.
Potworności związane z deportacjami oglądała więc z Pawiaka, gdzie dalej pisała pamiętnik: Dzisiaj getto przeżyło krwawą środę. Nieszczęście, którego wszyscy się spodziewali, spadło. Rozpoczęły się deportacje i uliczne pogromy. O świcie getto otoczyły patrole Litwinów i Ukraińców pod dowództwem esesmanów; co dziesięć metrów rozstawiono uzbrojonych strażników (...). Okazywali wielki zapał w tym morderczym dziele. To rosłe, młode bestie w wieku od siedemnastu do dwudziestu lat, specjalnie przeszkolone do tego zadania przez niemieckich instruktorów (). Zeszłego wieczoru niemieckie władze poinformowały Gminę Żydowską, że wszyscy mieszkańcy getta zostaną przewiezieni na wschód. A wschód to Treblinka.
Kiedy 19 kwietnia 1943 r. hitlerowcy wkroczyli do dzielnicy żydowskiej, by dokonać ostatecznej likwidacji getta, powitały ich strzały. Tłumienie zrywu polegało na podpalaniu domu za domem, mordowaniu schwytanych Żydów na miejscu lub wysyłaniu ich do Treblinki na śmierć. W tym czasie Mary znajdowała się we Francji i dalej pisała pamiętnik z getta, posiłkując się informacjami od przywożonych do Vittel szczęśliwców mających dokumenty amerykańskie lub inne równie dobre. W dniu wybuchu powstania zanotowała: Jest późna noc. Słyszę regularne oddechy Anny i Rosy. Obie mocno śpią, lecz ja odczuwam niepokój. Na zewnątrz wiatr miota drzewami. Czuję, że gdzieś rozgrywają się jakieś straszliwe wydarzenia. Panuje dziwna pogoda - rozgwieżdżone niebo jest czyste, bez śladu chmur, a mimo to dmie silny wiatr .
Mary dowiedziała się o powstaniu w czerwcu 1943 r., gdy do Vittel przywieziono z Warszawy żydowskich obywateli USA i państw Ameryki Południowej. Nagle w całym obozie zaczęły szerzyć się wieści, że getto warszawskie zostało podpalone i wszyscy pozostali mieszkańcy - 40 tys. Żydów - spłonęli żywcem (). Wtedy z Warszawy przyjechał nowy transport internowanych, którzy przywieźli szczegółowe wiadomości o najnowszych wydarzeniach w getcie. W tym miejscu jej dziennik jest oczywiście relacją z drugiej ręki, siłą rzeczy niedokładną, pełną informacji i opinii nie zawsze prawdziwych. Opisywała więc, jak sobie wyobrażała powstanie: Ze wszystkich okien i dachów, zza każdego zburzonego muru Niemców witał grad pocisków z pistoletów maszynowych. Sygnał do walki dała grupa młodzieży, która obrzuciła nadjeżdżające czołgi niemieckie granatami ręcznymi (). Żydowskie kobiety również wzięły czynny udział w zmaganiach, ciskając w atakujących Niemców ciężkimi kamieniami i lejąc na nich wrzątek. Tak zajadła i nierówna batalia nie ma precedensu w historii.
Opis powstania zajmuje wiele stron, z których przebija przerażenie, ale też duma. Tysiące ludzi - mężczyzn, kobiet i dzieci, młodych chłopaczków i dziewczyn - walczyło do ostatniego tchu. Nawet Niemców zadziwił heroiczny opór stawiany przez obrońców getta. Nie mogli pojąć, skąd ci wygłodzeni, wyczerpani ludzie biorą tyle odwagi i siły w batalii o ostatni bastion społeczności żydowskiej w Polsce .
To ostatnie jej zapiski dotyczące żydowskiej Warszawy. 29 lutego 1944 r. Wattenbergowie zostali wymienieni na niemieckich jeńców. Pojechali do Lizbony, a w marcu odpłynęli do USA. Pamiętnik ukazał się drukiem w amerykańskich gazetach w tym samym roku stając się pierwszą angielskojęzyczną relacją z Holocaustu.
Cały artykuł w poniedziałkowej "Ale Historii", dodatku do "Gazety Wyborczej"
Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie
Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.
Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny