Gdyby nie twierdził uparcie, że jest Szwajcarem, być może jego losy potoczyłyby się inaczej. Sądził jednak, że szwajcarski paszport będzie dla niego przepustką do wolności. Za wszelką cenę chciał się wydostać ze Związku Radzieckiego.

Tamtego czerwcowego dnia 1941 r. Eugeniusz Bodo nie pojawił się w hotelu na śniadaniu. Na pytania kolegów, gdzie jest, Henryk Wars odpowiadał krótko: "Wyjechał". Zespół Tea Jazz pod kierownictwem Warsa odpoczywał w Odessie po koncertach. Wkrótce miał ruszyć w dalszą trasę po ZSRR, ale Bodo, gwiazda zespołu i jego konferansjer, miał inny pomysł - opuścił grupę i nikt go więcej nie widział.

Bodo, jedna z największych przedwojennych gwiazd polskiego kina i estrady - aktor, reżyser, piosenkarz i konferansjer, uciekł na wschód przed Niemcami dwa lata wcześniej. Niedługo po wybuchu wojny w Teatrze Wielkim w Warszawie na zebraniu Związku Artystów Polskich prezes Dobiesław Dobrzyński przekonywał brać aktorską, że czas opuścić stolicę i ruszyć w teren. To samo powtarzała Eugeniuszowi matka Jadwiga Dorota Dylewska. Uważała, że film "Uwaga - szpieg!", o wyraźnie antyfaszystowskiej wymowie, który przygotowuje, może być dla niego zagrożeniem.

Z końcem września Bodo dotarł do Lwowa. Kilka dni wcześniej miasto na mocy paktu Ribbentrop-Mołotow zostało włączone do Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Wielu twórców kultury 19 listopada 1939 r. podpisało oświadczenie "Pisarze polscy witają zjednoczenie Ukrainy" zamieszczone w polskojęzycznym propagandowym piśmie "Czerwony Sztandar". Sygnatariusze podkreślali, że będą uczestniczyć w tworzeniu wielkiej sztuki socjalistycznej, szczerze służącej kulturalnym i moralnym ideałom ludzkości .

Bodo znalazł zatrudnienie w teatrze Feliksa Konarskiego Ref-Rena, jednego z nielicznych we Lwowie, którym Sowieci pozwolili działać. Jednak wkrótce zespół się podzielił. Część aktorów i piosenkarzy wróciła do Polski. Reszta, około 40 osób, w tym Bodo, pogodzona z polityką sowiecką, utworzyła grupę pod nazwą Tea Jazz. Na życzenie władz zespół ruszył w trasę, która wiodła ze Lwowa do Kijowa, Moskwy, Leningradu, Woroneża i Kurska. A potem w kierunku Jarosławia, Charkowa, Odessy i Rybińska. Wszędzie budził aplauz - czy występował przed wyrobioną publicznością, czy przed prostym wiejskim ludem. Bodo w roli konferansjera i piosenkarza wyciskał łzy z oczu wielbicielek, które nuciły z nim "Umówiłem się z nią na dziewiątą", "Ach, śpij, kochanie" albo "Sex appeal to nasza broń kobieca". Żadne przedstawienie nie mogło się też obyć bez piosenki "Tylko we Lwowie". Bodo m ia ł jeszcze jedną zaletę - świetnie mówił po rosyjsku, co przydało się do opowiadania dowcipów, śpiewania szlagierów, ale zaskarbiło mu także przychylność radzieckich władz.

Podróżowali po Związku Radzieckim w beznadziejnych warunkach, w brudnych wagonach kolejowych, przetapiając słoninę na tłuszcz, żeby nie umrzeć z głodu. Ewa Warsowa, wtedy jeszcze kochanka kompozytora, opowiadała, że jeśli ktoś doświadczał znośniejszych warunków życia, to wyłącznie Wars, Konarski i Bodo. Czasem radzieccy "opiekunowie" towarzyszący zespołowi załatwiali im podróż w "ludzkich wagonach".

Życie było znośne, dopóki mogli śpiewać po polsku. Długo artyści z Tea Jazzu łudzili się, że mają do spełnienia misję, że przynoszą radość mieszkającym w ZSRR Polakom. W końcu jednak Sowieci uznali, że mają śpiewać wyłącznie po rosyjsku. "Umówiłem się z nią na dziewiątą" było od tej pory prezentowane w wersji "Ja ustawiłsia s niej toczno w diewiat".

Bodo chciał się odciąć od "propagowania polskości w języku rosyjskim", a kiedy 22 czerwca 1941 r. Hitler zaatakował ZSRR, uznał, że to najodpowiedniejszy moment, by wrócić do Lwowa. W Odessie, gdzie zespół Tea Jazz odpoczywał po morderczej trasie przed kolejnym wyjazdem, oznajmił Warsowi, że zamierza skorzystać ze swojego szwajcarskiego paszportu i jako obywatel neutralnego kraju wyjechać do USA. Wars przez dwa dni na próżno przekonywał go, żeby został.

We Lwowie, gdzie wywózki na Sybir, tortury i więzienie stały się chlebem powszednim Polaków, Bodo znalazł się pod koniec czerwca 1941 r., gdy Niemcy byli już blisko. Nie zwlekając, napisał dwa pisma: podanie do Lwowskiej Filharmonii o zwolnienie z występów z Tea Jazzem i wniosek do miejscowych władz o umożliwienie mu wyjazdu do USA. Podał w nim, że jest obywatelem Szwajcarii, wierzył, że to jego przepustka do wolności.

A potem zniknął bez wieści.

 

Jakie były losy Eugeniusza Bodo, wielkiej gwiazdy polskiego przedwojennego kina, czytaj w najnowszej "Ale Historii", poniedziałkowym dodatku do "Gazety Wyborczej"

 

Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie

 

Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.

 

Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl