W reklamie hagiograficznej powieści "Legion" Elżbiety Cherezińskiej o Brygadzie Świętokrzyskiej Narodowych Sił Zbrojnych czytamy: Mieli być wyklęci. Okazali się zwycięzcy. Walcząc z Sowietami i Niemcami, dawali dowody, że państwo polskie trwa - karze przestępców, likwiduje zdrajców, chroni ludność i przygotowuje kadry dla niepodległego kraju. Byli solą tej ziemi, wyrośli w polskich lasach - liczyli tylko na siebie. Nie mieli broni ani z Londynu, ani z Moskwy. Ich jedynym orężem była odwaga. To główne elementy złotej legendy żołnierzy NSZ i Brygady Świętokrzyskiej, według której byli rycerzami bez skazy walczącymi jednocześnie z III Rzeszą i ZSRR, chroniąc bezbronnych cywilów i stojąc na straży niepodległego państwa.
Radzieckie sukcesy militarne sprawiły, że w połowie 1943 r., dowództwo NSZ skorygowało program. Zwycięstwo Sowietów oznaczałoby dla Polski kompletną katastrofę. Dlatego musimy zrobić wszystko co w naszej mocy, by do niego nie dopuścić. A już przede wszystkim nie wolno nam uczynić niczego, co mogłoby dopomóc Sowietom. Dlatego też musimy chwilowo powstrzymać się od szerszej akcji czynnej przeciwko Niemcom - pisała "Wielka Polska", organ NSZ . Głównym wrogiem stawał się teraz ZSRR oraz jego "komunistyczna agentura w Polsce" w postaci GL-AL, PPR oraz partyzantów sowieckich. I ich należało zacząć zwalczać.
W przeciwieństwie do AK czy AL skrajni narodowcy nie dysponowali dużą jednostką partyzancką i dlatego postanowili zorganizować Brygadę Świętokrzyską - rozkaz o jej utworzeniu został wydany 11 sierpnia 1944 r. Liczącą 850 ludzi formację tworzyli członkowie mniejszych oddziałów partyzanckich z Kielecczyzny i zachodniej Lubelszczyzny. Brygada Świętokrzyska unikała walk z Niemcami (choć incydentalnie do nich dochodziło) i koncentrowała się na "oczyszczaniu terenów polskich z czerwonego bandytyzmu". Największą operacją stało rozbicie pod Rząbcem na kielecczyźnie (8 września 1944 r. ) oddziału AL im. Bartosza Głowackiego i liczącej 250 ludzi sowieckiej grupy partyzanckiej Iwana Karawajewa.
Najcięższym zarzutem jest kwestia kolaboracji Brygady z Niemcami i roli, jaką odegrał jej żołnierz Hubert Jura, ps. "Tom". Apologeci NSZ określają go często mianem "tajemniczej postaci" i dodają, że "jego życie mogłoby się stać kanwą scenariusza filmowego". Takie figury retoryczne pozwalają uniknąć oceny działań "Toma".
Pochodzący z Pomorza Hubert Jura w 1943 r. otrzymał zadanie utworzenia na Kielecczyźnie oddziału Akcji Specjalnej NSZ, czyli stałej grupy leśnej do zadań specjalnych. Utworzony przez niego oddział "Sosna" przeprowadził pierwszą w okupowanej Polsce akcję przeciwko komunistycznej partyzantce - 22 lipca 1943 r. ludzie "Toma" zabili siedmiu partyzantów z oddziału GL im. Ludwika Waryńskiego złożonego w większości z Żydów zbiegłych z gett. Według NSZ był to odwet za mordy GL na działaczach ruchu narodowego.
Jesienią 1943 r. "Tom" nawiązał kontakt z Hauptsturmführerem SS Paulem Fuchsem, gestapowcem odpowiedzialnym za zwalczanie ruchu oporu w dystrykcie radomskim. "Tom" wystawiał Niemcom ludzi lub sam ich likwidował. Jego ofiarami byli członkowie GL-AL, osoby podejrzewane o sympatie komunistyczne, ukrywający się Żydzi i członkowie narodowego podziemia, których "Tom" uznał za wrogów. Z czasem oddział "Sosna" przekształcił się w jego prywatną bojówkę. Dowództwo NZS zarządziło w końcu śledztwo, w wyniku którego "Tom" został uznany za zdrajcę i skazany na śmierć. Otrzymał jednak od Fuchsa ochronę i samochód z kierowcą. Po kilku nieudanych próbach zespół egzekucyjny NSZ w Radomiu zdołał ostrzelać kolaboranta, ale ranny "Tom" przeżył, trafił do szpitala dla Niemców, gdzie był chroniony przez gestapo.
W kwietniu 1944 r. w NSZ nastąpił rozłam na część, która scaliła się z AK oraz NSZ-ONR, która była temu przeciwna. Ci, którzy wydali wyrok na "Toma", znaleźli się w części organizacji scalonej z AK. Natomiast "Tom" po dojściu do zdrowia związał się z tworzoną właśnie Brygadą Świętokrzyską, gdzie jego przeszłość nikomu nie przeszkadzała. Przeciwnie, ten współpracownik gestapo został dokooptowany do Sztabu Głównego NSZ-ONR (i dowództwa Brygady), stając się prawą ręką Otmara Wawrzkowicza, szefa wywiadu Brygady i członka kierownictwa NSZ-ONR. Równocześnie Niemcy zrobili "Toma" szefem pracującej dla gestapo częstochowskiej "firmy budowlanej" - w piwnicach siedziby przedsiębiorstwa jego ludzie torturowali i mordowali komunistów oraz oponentów z organizacji niekomunistycznych. On sam stał się egzekutorem zabijającym przeciwników dowództwa Brygady, w tym członków NSZ-ONR. Podwładni "Toma" zamordowali szefa wywiadu KG NSZ-ONR mjra Wiktora Gostomskiego, bo sprzeciwiał się współpracy z Niemcami, a także kpt. Stanisława Żaka, szefa wywiadu krakowskich struktur NSZ, które podporządkowały się AK. W wigilię 1944 r. "Tom" zastrzelił por. Władysława Pacholczyka, który kilka miesięcy wcześniej otrzymał rozkaz wykonania na nim wyroku śmierci. Co najmniej część dowódców Brygady wiedziała o tych zabójstwach.
Zwalczenie przez Brygadę Świętokrzyska komunistycznej partyzantki bardzo Niemcom odpowiadało, a to, że w jej kierownictwie mieli agenta gwarantował przyjazną neutralność jednostki NSZ wobec sił niemieckich. W zamian Brygada dostawała broń i miała zapewnione bezpieczeństwo, zyskując komfort nieosiągalny dla innych polskich organizacji. Sporadycznie dochodziło do potyczek z niezorientowanymi w sytuacji oddziałami niemieckimi, jednak zasadniczo żołnierze Brygady unikali walki z Niemcami.
NSZ planowały pierwotnie opanowanie ziem niemieckich po Odrę i Nysę, co miało stanowić krok do utworzenia Wielkiej Polski Katolickiej, ale na końcowym etapie wojny plany te z oczywistych względów zostały porzucone - Armia Czerwona zbliżała się do Polski i przywódcy NSZ-ONR postanowili ewakuować Brygadę na obszary mające znaleźć się pod kontrolą zachodnich aliantów. Zakładali, że po upadku III Rzeszy szybko wybuchnie III wojna światowa i oddziały NSZ wrócą do Polski u boku Amerykanów i Brytyjczyków jako wyzwoliciele zyskując silny mandat do ubiegania się o władzę w odrodzonej Polsce.
W nocy z 13 na 14 stycznia 1945 r., Brygada Świętokrzyska wyruszyła w kierunku Czech. Ponieważ akcja została podjęta bez akceptacji Niemców, ci ostrzelali partyzantów i Brygada straciła kilku ludzi. Wykorzystując kontakty "Toma" i Wawrzkowicza 15 stycznia dowództwo Brygady uzyskało od Niemców pozwolenie na cofanie się u boku Wehrmachtu. Od końca stycznia partyzanci zaczęli otrzymywać regularne racje żywnościowe i przyjęli też niemieckich oficerów łącznikowych do utrzymywania bezpośredniej łączności z dowództwem Wehrmachtu. Niemców reprezentował m.in. gestapowiec Fuchs, a wszystkie ważniejsze decyzje dotyczące formacji akceptowało berlińskie dowództwo SD i Abwehry. Nie było mowy o żadnym kluczeniu w przesuwającym się pasie przyfrontowym i przebijaniu się przez linie Sowietów czy Niemców.
Cały artykuł doktora Rafała Wnuka z Muzeum II Wojny Światowej - czytaj w najnowszej "Ale Historia", dodatku do poniedziałkowej "Gazety Wyborczej".
Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie
Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.
Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl