Polacy, Słoweńcy, Baskowie - trzy narody, trzy kraje, różne tak, jak tylko można sobie wyobrazić. Ich pokręcone losy przeplatają się i łączą magicznie na szczytach himalajskich ośmiotysięczników. Czytaj w sobotę w "Wyborczej" o książce "Alpejscy wojownicy".

To skojarzenie o przeplataniu losów powracało z każdą kolejną kartką "Alpejskich wojowników". Najpierw delikatnie, gdy czytałem ją w wersji oryginalnej, a obcy język stawiał opór, zmuszając do koncentracji. I już zupełnie natarczywie przy polskim tłumaczeniu. (...)

 

Pierwszą górą w Himalajach, pod którą Jugosłowianie chcieli postawić obozy wspinaczkowe w 1960 roku, była Nanda Devi. My dużo wcześniej, bo w 1939, też wybraliśmy podobny cel - Nanda Devi East.

Polakom się powiodło, Jugosłowianie mieli mniej szczęścia. Ostatecznie weszli na pobliskie Trisul II i III; poprowadzili napowietrzne, niezwykle niebezpieczne drogi i byli pierwszymi ludźmi na wierzchołku - tak jak Polacy 40 lat temu na sąsiedniej górze. A jakby tych splotów losu było mało, nasi w 1939 też wybrali Trisul jako drugi ze swoich celów. Niestety, dwaj z polskiego zespołu, Stefan Bernadzikiewicz i Adam Karpiński, zginęli w lawinie.

To wtedy narodziła się legenda, że bogini Kali - bo Nanda to jeden z jej przydomków - mści się na tych, którzy ośmielą się zakłócić jej spokój.

Słoweńcy zostawili Nandę w spokoju i przez kilka lat wspinali się bez ofiar, ale w końcu ich wyśmienita passa się skończyła. Coraz trudniejsze drogi zaczęły i u nich zbierać żniwo. Jeśli któraś z gwiazd nie zginęła, to traciła wspinaczkową pasję - przez trudne doświadczenia, błędy, czasem oszustwa i idący za tym ostracyzm. Doświadczył go posądzony o fałszowanie wejść Tomo Eesen. Wcześniej w Polsce podobna nieufność środowiska dotknęła Tadeusza Piotrowskiego. Oskarżano go, że przyczynił się do śmierci Staszka Latałły; nie udzielił mu wystarczającej pomocy przy zejściu i zdolny filmowiec, ale niedoświadczony wspinacz zmarł z wychłodzenia na poręczówce.

Można by ogłosić konkurs, kto znajdzie więcej polsko-słoweńskich podobieństw.

Że wiele będzie naciąganych, umownych? To prawda, bo też cała wspinaczka, która nastała po czasach pierwszych eksploratorów, jest kwestią umowy. Umowna jest wycena trudności dróg, umowne są reguły dotyczące używania sprzętu, umowne daty graniczne zaliczające wejścia do letnich lub zimowych. I tak dalej, i tak dalej.

"Alpejscy wojownicy", Bernadette McDonald, przeł. Janusz Ochab, wyd. Agora 2016. Książka do kupienia na Kulturalnysklep.pl i w formie e-booka na Publio.pl