Roland Freisler, przewodniczący Trybunału Ludowego, sądu specjalnego, przed którym stawali oskarżeni o zdradę, skazywał na śmierć ubrany w czerwoną togę. Dla wielu rodaków stał się budzącym grozę symbolem terroru nazistów. Niemcy znali go z kronik filmowych, ale niewielu wiedziało, że w czasie rewolucji październikowej służył bolszewikom.

"Ale z pana nikczemny łotr!" - sędzia Freisler po raz kolejny wydarł się na Ulricha Wilhelma hrabiego Schwerina von Schwanenfelda, akcentując każdą sylabę i nie kryjąc pogardy do podsądnego. Po arystokracie widać było skutki śledztwa w Gestapo i pobytu w obozie koncentracyjnym w Ravensbrück. 42-latek był apatyczny i blady, ale w obliczu Freislera zachowywał godność. Nie on jeden. Był 21 sierpnia 1944 r. Przed Volksgerichtshofem, czyli Trybunałem Ludowym, trwał czwarty proces spiskowców, którzy miesiąc wcześniej pod kierownictwem płk. Clausa von Stauffenberga próbowali zgładzić Hitlera, przejąć władzę i doprowadzić do zawieszenia broni z Brytyjczykami oraz Amerykanami. Jednak bomba podłożona 20 lipca w Wilczym Szańcu jedynie zraniła Führera, a bunt został zdławiony tego samego dnia. Stauffenberg i inni przywódcy spisku zostali rozstrzelani w nocy z 20 na 21 lipca. Potem rozpoczęto polowanie na ich wspólników. Gestapo aresztowało i poddało brutalnym przesłuchaniom prawie 5 tys. osób, w tym hrabiego Schwerina von Schwanenfelda.

Przed wojną był on jednym z przywódców mniejszości niemieckiej w Polsce. Wrogiem nazizmu stał się po kampanii wrześniowej, w której walczył jako kapitan Wehrmachtu i na własne oczy oglądał zbrodnie niemieckie. W 1943 r. zaprzyjaźnił się ze Stauffenbergiem i z czasem stał się jedną z kluczowych postaci spisku - generał Ludwig Beck typowany po obaleniu Hitlera na prezydenta Rzeszy wyznaczył go na sekretarza stanu w przyszłym rządzie. 20 lipca 1944 r. arystokrata spędził z innymi spiskowcami w kompleksie budynków wojskowych przy Bendlerstrasse w Berlinie i tam też został aresztowany. Jego kuzyn i minister finansów Lutz Schwerin von Krosigk błagał Hitlera, by nie mścił się na rodzinie, ale nie zdołał uratować żony von Schwerina przed więzieniem, a dzieci przed sierocińcem.

Rejestrowana przez ekipę kroniki filmowej rozprawa przed Trybunałem Ludowym była teatrem. Pierwszy do sali w gmachu berlińskiego wyższego sądu krajowego wchodził Freisler w czerwonej todze, birecie i białej muszce, za nim ławnicy w mundurach Wehrmachtu, SS czy SA. Publiczność szczelnie wypełniająca salę stała, gdy Freisler rozkładał na biurku teczki z aktami. Na ścianie za nim, między marmurowymi kolumnami, rozpościerały się wielkie flagi ze swastyką, a z cokołu na salę spoglądało popiersie Hitlera. Po chwili skinieniem głowy dawał ławnikom znak. Jak na komendę wyciągali dłonie w geście hitlerowskiego pozdrowienia. Proces mógł się rozpocząć.

Oprócz hrabiego na ławie oskarżonych siedział jeszcze generał Fritz Thiele oraz pułkownik Friedrich Gustav Jaeger, który 20 lipca miał aresztować Josepha Goebbelsa i zająć rozgłośnię radiową w Berlinie. "Panie przewodniczący, moje doświadczenia z kampanii w Polsce stanowiły dla mnie problem. Przed wojną długo pracowałem na rzecz Niemców w Polsce i miałem różne doświadczenia z Polakami..." - hrabia dość zawile próbował się tłumaczyć, ale Freisler mu przerwał.

"I obarcza pan tym narodowy socjalizm?".

Kiedy Schwerin von Schwanenfeld odparł, że miał na myśli wiele zbrodni popełnionych w kraju i za granicą, Freisler eksplodował:

"Ale z pana nikczemny łotr. Czy pan się nie załamał od tej nikczemności? Tak czy nie?" - spytał. A kiedy hrabia zaprzeczył, dorzucił: "Bo pan się już nie może załamać, jest pan tylko obrazem nędzy, którego nikt nie szanuje".

Freisler poniżał oskarżonych nie tylko z powodu kamery filmującej rozprawę, każdego przeciwnika hitleryzmu miał za zdrajcę. Był też wyznawcą legendy o "ciosie w plecy" zadanym Niemcom w listopadzie 1918 r. przez niemieckich socjaldemokratów i innych lewicowych oraz żydowskich zdrajców. Bo przecież jesienią 1918 r. Niemcy rzekomo były w stanie walczyć dalej, ale otrzymały "cios w plecy". Dbając więc o to, by rok 1918 się nie powtórzył, Freisler wysłał na gilotynę lub szubienicę 2,6 tys. osób i statystycznie wydawał trzy wyroki dziennie. I takim też wyrokiem tego samego 21 sierpnia 1944 r. zakończył się proces von Schwerina, któremu 8 września 1944 r. w więzieniu w Plötzensee kat założył na szyję stryczek z cienkiego drutu.

Cały artykuł o Rolandzie Freislerze - czytaj w najnowszej "Ale Historia", dodatku do poniedziałkowej "Gazety Wyborczej".

 

Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie

 

Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.

 

Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl