W sobotę z "Wyborczą" kalendarz "Wysokich Obcasów" z rysunkami Marty Frej. Więcej dowiesz się tutaj >>>
Marta Frej: Piętnuję seksizm, ale widzę i wierzę, że u wielu mężczyzn jest to seksizm nieuświadomiony. Bardzo wielu facetów nie wie po prostu, że są seksistami. Jestem o tym przekonana.
- Może to zabrzmi naiwnie, ale uważam, że mężczyźni trochę się pogubili. Nie chodzi mi o sytuacje ewidentnie seksistowskie: wyśmiewanie się z kobiet prowadzących auta czy przekonanie, że miejsce kobiety jest w kuchni. Ale o takie, kiedy mężczyźni naprawdę nie wiedzą, co robią niewłaściwie. Podam ci przykład: mam takiego ulubionego komentatora, przykleił się do mnie i do niektórych feministek na Facebooku. Cały czas prosi, byśmy wyjaśniły mu, co to seksizm. Zamieszcza zdjęcie dziewczyny na plaży i pyta, czy to już seksizm. On naprawdę tego nie rozumie. Co więcej - pokazuje, jak niezwykle trudno mu to rozgraniczyć. Nie wie, jaka jest różnica między kobietą, która sama się rozbiera, pozuje, prosi, by zrobić jej zdjęcia, a taką, która rozebrana reklamuje płytki dachowe. Faceci od dziecka karmieni są obrazami tych kobiet, ich nagością. Nagle ktoś im mówi, że to seksizm.
O tym, że mężczyźni się pogubili, świadczy też to, że wielu z nich nie wie, czy kobiety powinno się całować w rękę albo przepuszczać w drzwiach. Uważają, że należą się im jakieś "przywileje" ze względu na płeć. Trudno się dziwić - tak zostali wychowani. W dodatku mają mnóstwo znajomych kobiet, które to lubią. To jak: mają je przepuszczać w tych drzwiach czy nie? Jeśli zaczną wychodzić pierwsi, będą musieli zawieść tę grupę kobiet, która to lubi.
Są zdezorientowani. Przez lata to robili, kobiety były zadowolone, a teraz pojawiają się inne kobiety i mówią, że to nieodpowiednie. A oni chcą być w porządku. Nie widzą w tym relacji władzy.
- Ale to niemożliwe. Brakuje nam solidarności kobiecej, nie potrafimy przejść ponad podziałami. Widzę, jak kobiety odnoszą się do siebie na co dzień, co sobie robią, co wypisują w komentarzach pod memami.
- Niestety, tak jest. Nie spodziewam się jednak solidarności kobiecej, bo oceniam tę solidarność bardzo słabo. Wiem, że powinnyśmy się wspierać, i raczej nie powinnam tak ostro mówić, ale według mnie wobec tego, co mogłybyśmy uzyskać i zrobić wspólnie, to ta solidarność jest zaskakująco mała.
- Na przykład jeśli chodzi o manifestacje dotyczące praw kobiet - w sprawie zaostrzenia ustawy aborcyjnej, w sprawie matek dzieci niepełnosprawnych, matek przedsiębiorczyń, którym chciano dramatycznie obniżyć zasiłki macierzyńskie, w sprawie alimenciarzy - albo protesty ofiar przemocy. Ile wtedy kobiet czuje się solidarnych z innymi kobietami?
- A mogłoby kilkanaście, kilkadziesiąt. Przecież połowa tego kraju to kobiety! Te sprawy dotyczą większości z nas. Los kobiet bardzo leży mi na sercu i będę robić i mówić wszystko, by o ich prawa walczyć i poprawiać ich sytuację. Skupiam się na kobietach, nie znam się na facetach, więc nie zabieram głosu w ich sprawach. Swoją drogą: nie rozumiem, dlaczego oni tak często zabierają głos, jeśli chodzi o sprawy kobiet. Na przykład biskupi.
- Tak sądzę. Uważam, że brak solidarności kobiecej to temat tabu. Chciałabym, byśmy to przepracowały wspólnie, zaczęły o tym mówić. Trzeba wziąć sprawy w swoje ręce, nikt za nas tego nie załatwi.
Marta Frej - malarka, ilustratorka animatorka kulturalna, prezeska fundacji Kulturoholizm. Skończyła ASP w Łodzi. Laureatka Okularów Równości 2015, nagrody przyznawanej przez Fundację im. Izabeli Jarugi-Nowackiej. Pracuje w Centrum Promocji Młodych w Częstochowie. Autorka festiwalu ART.eria. Właśnie ukazała się książka Marty Frej i Agnieszki Graff "Memy i graffy" (wyd. Krytyka Polityczna)
Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie
Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.
Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny