Był mroźny poranek 26 grudnia 1825 r. (14 grudnia według kalendarza juliańskiego), gdy hrabia Michaił Miłoradowicz, gubernator wojskowy Petersburga, podjechał konno do szpaleru żołnierzy moskiewskiego pułku lejbgwardii stojących na placu Senackim. Nie miał wątpliwości, że ich karabiny gotowe były do strzału. "Żołnierze! Kto z was był ze mną pod Borodino, Kulm, Bautzen, Lützen...!?" - zaczął od wymienienia bitew stoczonych z armią Napoleona i choć w szeregach nie brakło uczestników tych batalii, odpowiedziała mu cisza. Wtedy generał przeżegnał się i krzyknął: "Dzięki Bogu! Tu nie ma ani jednego rosyjskiego żołnierza!". Zrobił krótką pauzę i to samo pytanie zadał oficerom. Znów odpowiedziała mu cisza. "Boże mój, dzięki ci! Tu nie ma ani jednego rosyjskiego oficera! Tu są smarkacze, warchoły, rozbójnicy, nikczemnicy, którzy zhańbili mundur rosyjski, honor wojskowy i imię żołnierza. Jesteście hańbą Rosji! Zbrodniarzami wobec cara, ojczyzny, świata i Boga!" - krzyczał.
Wówczas z szeregu wystąpił książę Jewgienij Oboleński i rzekł: "Wasza Dostojność zechce odjechać i zostawić w spokoju żołnierzy pełniących swój obowiązek". Generał nie posłuchał, więc Oboleński dwukrotnie jeszcze powtórzył prośbę, a kiedy nie poskutkowała, wyrwał karabin stojącemu najbliżej żołnierzowi i krzycząc: "Precz!", zaczął zawracać konia Miłoradowicza, raniąc go przy tym bagnetem w nogę. Nagle rozległ się huk. Kula wystrzelona z karabinu porucznika Piotra Kachowskiego trafiła Miłoradowicza w pierś. Generał osunął się z konia i upadł na bruk. Pozbawienie życia gubernatora wojskowego Petersburga okazało jedynym "sukcesem" powstańców, nie licząc legendy, którą po sobie pozostawili.
Pierwszy słowa "dekabryści" użył w latach 40. XIX w. Aleksandr Hercen, rosyjski myśliciel i pisarz emigracyjny, nawiązując do diekabra, czyli grudnia, miesiąca, w którym doszło do powstania. Skąd w głowach tych młodych, dobrze urodzonych, uprzywilejowanych i zamożnych ludzi powstał pomysł, by obalić cara? Żeby to zrozumieć, trzeba cofnąć się do 1812 r.
Odparcie inwazji Napoleona, który w połowie września 1812 r. wkroczył do Moskwy na czele swej Wielkiej Armii, stało się dla Rosji epokowym wydarzeniem. Nie tylko pod względem militarnym, ale także kulturalnym i cywilizacyjnym. Ścigając cesarza Francuzów, wojska rosyjskie przemierzyły ziemie Księstwa Warszawskiego, Prus, państw niemieckich i dotarły aż do Paryża, gdzie młodzi oficerowie zobaczyli inny świat. W swobodnej atmosferze czasów restauracji Burbonów prowadzili z paryżanami nieskrępowane dyskusje, poznawali dzieła francuskich filozofów oświeceniowych, a termin "prawa obywatelskie" przestał im się kojarzyć z zarazą, bo tak właśnie zwolennicy starego porządku określali zdobycze rewolucji francuskiej. Przede wszystkim jednak zobaczyli, że francuski lud żyje tam inaczej niż w Rosji, państwie samodzierżawia i pańszczyzny. I tę "wolnomyślicielską zarazę" przywlekli do ojczyzny.
Po pokonaniu Napoleona car Aleksander I stał się nadzwyczaj popularny i pozował na liberała pochylającego się z troską nad losem poddanych. Kiedy w 1815 r. nadał konstytucję utworzonemu na kongresie wiedeńskim Królestwu Polskiemu, wywołał konsternację wśród rosyjskich konserwatystów i euforię w kręgach liberałów. Ci ostatni zaczęli oczekiwać, że i Rosja lada chwila otrzyma konstytucję. Oficerowie, członkowie warstw wyższych, mieszczanie, a nawet niektórzy prości żołnierze wyczekiwali na reformy mające zbliżyć kraj do Zachodu. Ale minęło kilka lat i nic się nie zmieniło, natomiast stało się jasne, że Aleksander tylko udawał liberała. Cesarz lubił formy wolności, tak jak się lubi teatr . Miło mu było widzieć pozory rządów liberalnych, gdyż to pochlebiało jego próżności, ale chciał tylko form i pozorów, a nie życzył ich zmiany w rzeczywistość. Zgodziłby się, żeby wszyscy byli wolni, ale pod warunkiem że będą spełniać jego wolę - pisał książę Adam Czartoryski, w młodości przyjaciel cara, a w latach 1804-06 minister spraw zagranicznych Rosji.
Aleksander odsunął od siebie liberałów, otoczył się konserwatystami, a jednym z symboli tamtych czasów stał się hrabia Aleksiej Arakczejew, bezwzględny i wszechwładny minister wojny. Na rozkaz cara stworzył on system osad wojskowych polegający na zamienianiu całych regionów w koszary.
Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie
Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.
Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl
O rewolcie dekabrystów - czytaj w najnowszej "Ale Historia", dodatku do poniedziałkowej "Gazety Wyborczej".
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny