On sam w sprawach miłosnych porównywał się nie do żarłoka, ale do bibliofila. "Ponieważ zaś wszyscy, którzy wiele czytali, pożądają nowości, choćby marnych, zdarza się, że mężczyznę, który kochał wiele pięknych kobiet, zaczynają w końcu ciekawić brzydkie, bo dostrzega w nich nowość" - pisał pod koniec życia.
Flirtował nie tylko z damami z towarzystwa, lokalnymi ślicznotkami i gorącymi wdowami, ale także z ulicznicami zniszczonymi latami płatnego seksu, kobietami powszechnie uchodzącymi za brzydule, a nawet kalekimi. W Awinionie spał z garbatą Lepi, w Rzymie związał się z Margheritą Poletti, jednooką córką oberżystki, której na koniec romansu ofiarował porcelanową protezę. Największą, a niektórzy mówią, że jedyną miłością życia była Henrietta, którą poznał przebraną w oficerski mundur i uczesaną po męsku.
(...)
Z rodzinnej Wenecji Casanova musiał uciekać, bo wpływowa inkwizycja ostrzyła sobie na niego zęby. "Swymi bluźnierstwami i gadaniną nakłania innych do libertyńskiego rozpasania i wprowadza we wszelkiego rodzaju przyjemności" - pisał jeden z donosicieli. Spędził półtora roku w weneckim więzieniu, z którego salwował się ucieczką. Jednak hemoroidy, których nabawił się w celi, pozostały z nim już na zawsze.
Przez kilkadziesiąt lat był utracjuszem podróżującym po Europie i żyjącym dzięki wsparciu bogatych przyjaciół. Chętnie schlebiał władcom, by żyć na ich koszt. Wprawdzie carycy Katarzyny nie potrafił sobie zjednać, ale Stanisław August Poniatowski tak cenił jego inteligencję, że ofiarował mu 200 dukatów w złocie.
Gdy zaczął się starzeć, a jego protektorzy pomarli, zarabiał jako konfident weneckiej inkwizycji. Usłużnie składał raporty, kto jak się prowadzi, i oburzał się, gdy ktoś "znieważył sakrament małżeństwa". Na siebie już donosić nie musiał.
"Casanovę" Lassego Hallströma obejrzysz w Stopklatka TV. Co jeszcze warto zobaczyć w telewizji w przyszłym tygodniu? Sprawdź w "Telewizyjnej", dodatku do "Gazety Wyborczej".
Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie
Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.
Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny