Jest to fragment wywiadu, który w całości ukaże się w "Wysokich Obcasach" 14 listopada 2015
"Nowy wegetarianin" to tytuł mojej kolumny, którą prowadziłem w weekendowym magazynie "Guardiana". Na początku moje felietony wywołały wśród ścisłych wegetarian pewną konsternację, ponieważ pisała je osoba, która jada też mięso i ryby. Rozumiem i w pełni szanuję decyzję, by nie jeść mięsa i ryb. Ale dla mnie celem "Nowego wegetarianina" było pokazanie nowego spojrzenia na pełnowartościowe, zbalansowane, a przede wszystkim pyszne jedzenie. Celebracja wszystkich możliwości - a nie ograniczeń - jakie dają nam warzywa.
Jeśli na przykład jakieś danie miałoby zyskać dzięki dodaniu do sosu posiekanego filecika anchois lub byłoby pysznym dodatkiem do tłustej ryby lub pieczonego kurczaka, nie zastanawiałem się nad dopisaniem takiej rekomendacji. Na początku ukazywania się mojej rubryki nie zawsze spotykało się to z pozytywnymi reakcjami. Wydaje mi się jednak, że od tamtych czasów nasze nawyki żywieniowe nieco się zmieniły, ludzie nie mają potrzeby ścisłego określania się, bycia kimś takim albo innym.
Mamy dziś sporo dietetycznych mód, które opierają się na dość losowym, niepopartym dowodami naukowymi wykluczaniu pewnych grup składników, np. nabiału czy węglowodanów. Ale wegetarianizm czy weganizm takie nie są. Decyzja, by przejść na ściśle wegetariańską czy wegańską dietę, jest czymś poważnym i ludzie traktują ją bardzo serio. To wielka rzecz i szanuję to. Ale jest też spora grupa osób, która nie chce przechodzić na ścisły wegetarianizm, ale chce jadać mniej mięsa. Coraz częściej i chętniej czynimy z warzyw głównych bohaterów talerza, nie są one jedynie czymś obok mięsa czy ryby.
Moje posiłki zwykle składają się z warzyw i ziaren lub strączków, w ogóle bez dodatku mięsa czy ryby lub z ich odrobiną, tylko jako dodatek. Na pewno mamy za sobą czasy "sztukamięsa i czegoś zielonego".
Chyba największe ryzyko wiąże się z rozgotowaniem warzyw. Zamiast je jednak gotować, można blanszować albo szybko opiekać w piekarniku - to jest jak objawienie. Oczywiście wszystko zależy od warzyw. Niektóre, np. bakłażany, potrzebują dużo ciepła, oliwy i czasu. A inne, np. brokuły czy młody groszek, czegoś zupełnie przeciwnego - szybkiego blanszowania, hartowania w lodowatej wodzie i osuszenia.
***
4 porcje
* 60 g całych orzechów laskowych (ze skórką)
* 200 g soczewicy puy
* 700 ml wody
* 2 liście laurowe
* 4 gałązki tymianku
* 1 mały seler (650 g) obrany i pokrojony na plasterki o grubości 1 cm
* 4 łyżki oliwy, 3 łyżki oleju z orzechów laskowych
* 3 łyżki dobrego czerwonego octu winnego
* 4 łyżki posiekanej mięty
* sól i czarny pieprz
***
Rozgrzej piekarnik do 140 st. C. Rozsyp orzechy laskowe na małej blasze i upraż je w piekarniku przez 15 min. Zaczekaj, aż ostygną, a potem posiekaj.
W małym rondlu zalej soczewicę wodą, dodaj liście laurowe i tymianek. Doprowadź do wrzenia i gotuj 15-20 min, aż soczewica będzie al dente. Odsącz ją na sitku.
W tym samym czasie w drugim rondlu w dużej ilości osolonego wrzątku ugotuj seler do miękkości (8-12 min), a następnie odsącz.
Wymieszaj w dużej misce gorącą soczewicę (ostudzona nie wchłonie wszystkich smaków) z oliwą, 2 łyżkami oleju z orzechów laskowych, octem, odrobiną czarnego pieprzu i dużą ilością soli. Dodaj seler i dobrze wymieszaj. Spróbuj i dopraw do smaku.
Podając od razu, wmieszaj po połowie mięty i orzechów. Nałóż porcje na talerze lub do misek i skrop pozostałym olejem z orzechów laskowych. Przybierz pozostałą miętą i orzechami.
Możesz także zaczekać, aż soczewica i seler ostygną, zanim ostatecznie je doprawisz, być może dolewając trochę więcej octu. Dodaj olej z orzechów laskowych, miętę i orzechy, tak samo jak przy podaniu na gorąco.
***
Więcej czytaj w sobotę w "Wysokich Obcasach"
Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie
Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.
Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny