prof. Mariusz Wołos : - To był jego wielki dzień. Został zaproszony przed tzw. Radę Dziesięciu, w której zasiadali najważniejsi politycy zwycięskich mocarstw, i nagle premier Francji Georges Clemenceau mówi: "Panie Dmowski, ma pan głos". "O czym mam mówić?". "O sprawie polskiej". Nie przygotował przemówienia, bo nie spodziewał się wystąpienia, ale przecież przygotowywał się do tego całe życie. Pokazał wielki talent dyplomatyczny i niezwykłe kompetencje. Kilkugodzinną mowę wygłosił po francusku, bez notatek. Kiedy zorientował się, że tłumacz nieprecyzyjnie przekłada jego słowa na angielski, podziękował mu i to, co mówił po francusku, powtarzał po angielsku.
- Ogromne. Mówił w zachodnich językach w sposób precyzyjny i zrozumiały. Zyskał szacunek.
- Zdawał sobie sprawę, do kogo mówi, i wiedział, że trzeba uwypuklić wątki antyniemieckie. Umiejętnie podkreślił, że obecność Niemców w Gdańsku jest niebezpieczna i trzeba ją ukrócić. Że Niemcy zachowują się agresywnie w Wielkopolsce, a w tym momencie powstania wielkopolskiego właśnie przeszli do kontrofensywy. Mocno podkreślił, że ruch narodowy litewski i rusiński (określenia "ukraiński" nie używał) inspirują i finansują Niemcy. Twierdził też, że "narody niehistoryczne", jak nazywał te nacje, które nigdy nie miały państw, jak Ukraińcy czy Białorusini, nie powinny mieć ich nadal. Argumentował, że są podatne na niemieckie wpływy i skłonne, by stawiać na dyktatorów. Pamiętał, że mówił do przedstawicieli demokratycznej i liberalnej części świata.
- W trakcie przemówienia dostał mapę, na której przedstawił w zarysie koncepcję inkorporacyjną, wychodząc wszak od Polski przedrozbiorowej sprzed 1772 r. To było mądre, bo wiedział, że takie granice są nierealne, ale zaprezentował najpierw plan maksimum, by było z czego ustępować. Potem postulaty graniczne sformułowano na piśmie. Tzw. linia Dmowskiego obejmowała Wielkopolskę, Pomorze Gdańskie, Warmię, Opolszczyznę i Górny Śląsk, ale także Litwę ("unia realna"), a na wschodzie sięgała po Bobrujsk. Po jego wystąpieniu powstała Komisja ds. Polskich, na której czele stanął francuski dyplomata Jules Cambon. Miała rozpatrzyć polskie propozycje, przede wszystkim dotyczące granicy zachodniej.
Cambon był nam przychylny, więc jego komisja je przyjęła, choć z jednym wyjątkiem - w południowej części Prus Wschodnich zaproponowała plebiscyt. Polacy byli tam w mniejszości i Dmowski o tym doskonale wiedział, dlatego sam go nie proponował.
- W tej kwestii od początku trwały spory. Wszyscy rzecz jasna domagali się ujścia Wisły oraz Gdańska, ale linia graniczna Dmowskiego przebiegała na zachód od tego miasta w okolicach Lęborka. Kaszuby traktował więc jako teren polski, a ich ludność za słowiańską i propolską. Natomiast niektórzy całkiem serio uważali, że powinna ona przebiegać aż koło Koszalina i Gorzowa, czyli 120 km dalej na zachód.
- Storpedował ją brytyjski premier David Lloyd George. Mocarstwa bardzo dbały o swoje korzyści. Francja chciała jak najmocniej osłabić Niemcy, nie tylko odebrać im Alzację i Lotaryngię, okupować Nadrenię, zredukować armię, ale też okroić na wschodzie na rzecz Polski. Francuzi liczyli na to, że toczącą się w Rosji wojnę domową wygrają "biali", a wówczas odrodzi się ich sojusz z Rosją. Na razie jednak wspierali Polskę, czyli - jak mówili - "sojusznika zastępczego".
Brytyjczycy natomiast uważali, że w Europie powinna być równowaga sił. Niemcy przegrały, są pogrążone w chaosie, Austro-Węgry się rozpadły, więc Francja za mocno urośnie. Dlatego atakowali jej potencjalnych sojuszników i nie chcieli dopuścić do nadmiernego osłabienia Niemiec. Przewaga Francji na kontynencie mogłaby mieć ogólnoświatowe skutki - zagroziłaby brytyjskim koloniom.
Cały wywiad z prof. Mariuszem Wołosem o wielkiej grze Romana Dmowskiego na konferencji pokojowej w Paryżu i Wersalu czytaj w najnowszej "AleHistorii", dodatku do poniedziałkowej "Gazety Wyborczej" .
Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie
Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.
Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny