prof. Maria Koczerska: W średniowieczu nie istniały szkoły średnie. Po wstępnej nauce czytania i pisania po łacinie w szkole parafialnej można było od razu zapisać się na uniwersytet, i tak zrobił Długosz, który mając 13 lat, wstąpił na uniwersytet krakowski. Jak każdy początkujący studiował sztuki wyzwolone (przede wszystkim gramatykę, dialektykę, czyli logikę oraz retorykę), które dawały wykształcenie wystarczające do zawodu duchownego. Nie musiał studiować teologii. Pochodził ze średniej szlachty, miał 12 braci, pewnie wraz z niektórymi z nich ukończył dobrą szkołę parafialną w Nowym Mieście Korczynie nad Wisłą, ważnym wówczas mieście z zamkiem królewskim, kościołem parafialnym, klasztorem franciszkanów.
- 16. Inni synowie szlacheccy, którzy zostawali duchownymi, też często nie kończyli studiów, tytułów naukowych wymagano od synów mieszczańskich chcących robić karierę duchowną. Na dworze Oleśnickiego protegował Długosza Jan Elgot, profesor uniwersytetu krakowskiego i jego współrodowiec, bo obaj używali herbu Wieniawa, ale nie byli bliskimi krewnymi. Ale równie dobrze mógł zaprotegować Długosza jego stryj Bartłomiej, proboszcz w Kłobucku, którego Oleśnicki pamiętał z czasów Grunwaldu, bo przed bitwą Bartłomiej odprawiał jedną z trzech mszy, których słuchał Jagiełło.
- Napisał Dlugonidis, ale tylko na znaku notarialnym, bo już w podpisie notarialnym wystąpił jako Jan Długosz, syn Jana z diecezji gnieźnieńskiej. Powiew humanizmu docierał do Polski, unia florencka z Kościołem wschodnim z 1439 r. dowodzi bliskich kontaktów kręgu uczonych z Rzymu i Konstantynopola. Moda na grekę pojawiła się wcześniej, w Rzymie studiowano ją dzięki nauczycielom przybyłym z Bizancjum. Ale Długosz greki nie znał i ten podpis to wyłącznie przejaw snobizmu.
- Długosz nie miał żadnej wyraźnie określonej funkcji, choć często był nazywany sekretarzem. Jako najbardziej zaufany człowiek biskupa zajmował się wszystkimi jego sprawami, ale głównie zarządzał majątkiem. Wybierał m.in. kandydatów na włodarzy (zarządzających) dóbr biskupich; podlegali mu także urzędnicy skarbowi. Część dochodów z biskupstwa wpływała do osobistej kasy Oleśnickiego, który zawsze dysponował znaczną gotówką. W testamencie wiele tysięcy grzywien oraz swoje ruchomości i szaty przeznaczył na fundacje dla kościołów i klasztorów diecezji krakowskiej oraz na posagi dla niezamożnych panien. To były olbrzymie pieniądze, które Oleśnicki mógł zgromadzić także dzięki dobrze prowadzonej przez Długosza gospodarce.
- Skrył się na prawie rok na zamku w Melsztynie, aby przeczekać gniew królewski. Melsztyn należał do rodu Leliwitów i Długosz był tam bezpieczny, bo Kazimierz Jagiellończyk nie odważyłby się oblegać poddanych z wysokiego rodu, którzy nic mu nie zawinili poza tym, że przyjęli pod swój dach duchownych uciekinierów. Z pewnością też szlachta zaprotestowałaby przeciwko takiemu nadużyciu władzy. Długosz nie mógł opuścić zamku, natomiast król wysłał starostę, żeby zdemolował dom Długosza w Krakowie i zajął dochody z posiadanych przez niego prebend kościelnych. Wtedy na pewno już pisał "Roczniki".
- To, że Jakub Sienieński, brat stryjeczny Zbigniewa Oleśnickiego, po śmierci kolejnego biskupa krakowskiego postanowił objąć tę godność. Uzyskał zgodę papieża, ale nie króla, który uważał obsadę biskupstw za swoje prawo. To nie niechęć Kazimierza Jagiellończyka do Jakuba spowodowała represje, lecz to, że postarał się o nominację papieską bez zgody władcy. Dopiero w 1463 r. Sienieński ukorzył się przed królem, zrzekając się biskupstwa, i odzyskał łaskę (oraz sute odszkodowanie od papieża), a wraz z nim wszyscy jego stronnicy, w tym Długosz.
Całość rozmowy czytaj w poniedziałek w magazynie "Ale Historia"
Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie
Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.
Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl