Dramat w czterech aktach z przerwami na reklamę, obiad i tort

Polub nas na Facebooku

Osoby:

Panna młoda - Dorota Nowacka, blogerka, lat 24

Pan młody - Jakub Prószyński, bloger, lat 26

Dziennikarz - Grzegorz Szymanik, reporter "DF"

Specjalistka - Anna Kempa, konsultantka ślubna

Psycholog - Tomasz Baran, Wydział Psychologii UW

Chór sponsorów (partnerów) - szwedzki sklep meblowy (w jego imieniu dyrektor komunikacji korporacyjnej Katarzyna Balashov), autorzy strony internetowej wesela (Piotr Malinowski), projektantka ślubnych zaproszeń (Anna Steliżuk), organizatorka eventu (Aga Ciesielska).

Dziennikarz (w akcie IV, podczas uroczystości) Marcin Wójcik, reporter "DF"

Chór przyjaciół i rodziny

Akt I

Dziennikarz: Co tam, panie, w polityce?

Pan młody: Pobieramy się! Po uroczystości w Pałacu Ślubów na Starym Mieście pojedziemy na obiad weselny. Do sklepu meblowego na warszawskim Targówku.

Dziennikarz: Dlaczego tam?

Pan młody: Skoro obydwoje jesteśmy blogerami, a ja mam doświadczenie marketingowe, to wymyśliliśmy, że z naszego ślubu i wesela zrobimy kampanię reklamową. Znaleźliśmy partnerów (wolimy mówić "partnerzy", nie "sponsorzy"), którzy pomogą w weselu i podróży poślubnej. Najpierw obiad weselny chcieliśmy zrobić w sklepie, w części wystawowej, i w momencie, gdy sklep jest otwarty. Bylibyśmy żywą częścią wystroju, a klienci przechodziliby obok i widzieli naszą rodzinę przy posiłku.

Dziennikarz: I nie przeszkadzaliby wam gapie?

Pan młody: Gdybyśmy wynajęli salę w restauracji, to tam też byliby ludzie. Dlaczego mieliby nam przeszkadzać? Tak jest nawet odrobinę ciekawiej. Byłoby to takie przeniesienie tego, co robimy w sieci, do świata offline. Jesteśmy blogerami i impulsywnie dzielimy się w sieci rzeczami. Tak podchodzimy do cyfrowej rzeczywistości, która nas otacza.

Dziennikarz: Czym ta rzeczywistość dla was jest?

Pan młody: Kiedyś plemię pierwotne liczyło 140 osób, a dzisiaj możemy znać 1000 osób i z każdym utrzymywać relacje. Wystarczy jedno kliknięcie czy lajk pod zdjęciem. Kiedy ktoś widzi, że skomentowałeś mu zdjęcie, to już jest budowanie relacji albo jej podtrzymanie. W naszym zagonionym świecie pozwala to również dowiedzieć się, co u innych, i mieć tematy do rozmowy. Jeśli widzimy się ze znajomymi w offlinie raz na pół roku, to i tak wiemy, co się u nich działo. Wystarczy, że widzimy posta od znajomego i już mamy go w pamięci. Wiem, że Tomek zjadł spaghetti, no bo umieścił przed godziną zdjęcie obiadu. Jeślibym tego nie widział, to nasza więź jest słabsza. I - z czasem - zapomina się o tej osobie.

Panna młoda: W sieci to jestem bardziej ekstrawertyczna niż w realu. Dzielę się tam przemyśleniami i szczegółami życia. Bloguję już ponad dziesięć lat. Najpierw zamieszczałam coś w rodzaju internetowego pamiętnika, potem przerzuciłam się na książki i kulturę czeską i żydowską. Mam potrzebę podzielenia się tym, co dzieje się w mojej głowie i w moim życiu. Publikuję recenzje, a jak gdzieś jadę, to zawsze relację z podróży.

Pan młody: Żeby być blogerem, nie wystarczy mieć bloga. Bloger to osobowość. Ktoś, kto ma charyzmę, coś do powiedzenia. Ja bloguję od czterech lat - o komunikacji marketingowej.

(..)

Dziennikarz: Internauci pytają, czy waszą noc poślubną sponsoruje producent prezerwatyw i czy rozwód odbędzie się w Biedronce.

Pan młody: Zarzuca się nam też, że nasz ślub nazywamy projektem. Że ślub projektem nie powinien być. Ale przecież każdy trochę jest, prawda? To całe planowanie, załatwianie. To czemu nie traktować go jak projekt? My nie ukrywamy, że nasz pomysł na ślub ma nam też trochę pomóc w zaznaczeniu naszej obecności na internetowej mapie. Traktujemy go pragmatycznie, z chłodną kalkulacją. Taką okazję mamy prawdopodobnie raz w życiu.

Panna młoda: Za to jesteśmy chwaleni za pomysłowość i odwagę. W tym kraju odważyć się na coś takiego? To przecież atak na sacrum, na intymność ślubu. A zamiast hejtować, ludzie sami mogliby założyć bloga i znaleźć partnerów swojego ślubu.

Dziennikarz: A wam nie przeszkadza, że do tak prywatnego wydarzenia przypięta jest metka?

Pan młody: W każdym momencie życia mamy przypięte metki, jesteśmy ometkowani zawsze. Tak wygląda nasze życie. My tylko z tego korzystamy.

Panna młoda: To nam ułatwia spełnienie marzenia. Mamy jednak swoje granice. Sukienkę na przykład kupiłam sama i za własne pieniądze. Taką, jaka mi się podobała.

Dziennikarz: A jeśli dostałabyś ją w zamian za reklamę?

Panna młoda: Zastanowiłabym się. Obrączki? Co myślisz, Jakub?

Pan młody: Kwestia dogadania się. Mnie się wydaje, że jeśli już w tym internecie tworzysz, to warto mieć z tego korzyści.

Dziennikarz: A czy taką akcję można byłoby zorganizować z okazji narodzin dziecka?

Pan młody: O, to już bardzo intymne. Zobaczymy, jak się potoczy. Ale może Dorocie zachce się bloga parentingowego, na którym będziemy pisać o tym, jak wychowujemy dziecko czy jak próbujemy stosować rady innych rodziców.

Panna młoda: To byłby dobry pomysł. Otwiera się tu wiele możliwości współpracy z blogerami i markami.

Dziennikarz: A teraz wyobraźcie sobie taką sytuację: bierzecie ślub i ani jedno zdjęcie, ani jedna wiadomość z niego nie przenika do sieci. Oprócz was, waszej rodziny i znajomych - nikt o tym nie wie.

Pan młody: Nie, to byłoby całkiem nie w naszym stylu.

Cały reportaż przeczytacie w czwartek w "Dużym Formacie"

Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie

 

Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.

 

Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl