Są w stanie znieść każde cierpienie, tortury i gwałty byleby tylko dotrzeć do Europy. Dopływają na Lampedusę i są wolni, ale to jest wyspa, a za tą wyspą jest kolejna wyspa, za którą dopiero jest kontur stałego lądu, ale to nie są Niemcy, Anglia, Holandia. I wtedy się załamują

Pierwszego dnia przywieźli mi stu jedenastu. Wszyscy w niebieskich workach. Kiedy otwierałem pierwszy, modliłem się, żeby nie było w nim dziecka.

Kiedy wkładano do worka czwarte zwłoki, dotknąłem przegubu dłoni kobiety. Mówię: czekajcie, czuję puls. Wziąłem ją na ręce, wniosłem do karetki. Mogę powiedzieć, że uratowałem człowieka. Ale od tamtej pory widziałem już tylko trupy, trupy, trupy.

Doktor Pietro Bartolo siada za biurkiem i wskazuje krzesło na wprost siebie. Chce rozmawiać w cztery oczy. Z tego, jak się porusza, jak wydaje polecenia i z tego, jak słuchają go inni, widać, że uchodzi tu za twardziela. A przecież wiele rzeczy, które mi powie, będzie mówił na granicy płaczu. Gwałtowne, ledwie kontrolowane skurcze warg odsłoniłyby stronę, jakiej jego współpracownicy najprawdopodobniej nie znają. Twardziel to poza, dzięki niej może zarządzać Centrum Pierwszej Pomocy i Przyjęć. Wzruszenie rozwaliłoby szpital.

Wyjaśniam, że chcę napisać o Lampedusie w chwili, kiedy na wyspie nic się właściwie nie dzieje. Kiedy uchodźców odwozi się na Sycylię.

Doktor Bartolo gwałtownie pyta, skąd wiem, że teraz nie ma u nich ludzi z Afryki.

- Z gazet - mówię. Opowiadam też o poznanej w samolocie dziewczynie z Bolonii. Jej ojciec od lat przypływa tu łowić ryby i nie wspomina już o uchodźcach, a przecież całe lato spędza na Lampedusie. Relacjonuję rozmowy z właścicielami restauracji. Oni też zapewniali, że od prawie dwóch lat na wyspie jest spokój, a jedynymi przybyszami są turyści.

- Czyli umowa działa - doktor kręci głową z niedowierzaniem. - Bo ja mam uchodźców prawie codziennie. Ostatni raz dzisiaj w nocy.

Kto przypływa na Lampedusę? Czy są zdrowi i na co chorzy? Jaki los spotkał kobiety, które tu trafiły? Doktor Bartolo mówi: "Bo kiedy mówię, wszystko mnie boli. Do żywego. I jeśli zgodziłem się na rozmowę, to po to, żeby do kogoś te słowa dotarły. Inaczej szkoda naszego czasu. Mówię po to, żebyś poinformował o tym, co dzieje się na Morzu Śródziemnym. I tym samym, żebyś coś zmienił." - relacja Jarosława Mikołajewskiego w sobotnim "Magazynie Świątecznym".