Nie panujemy nad emocjami, ignorujemy oczywiste fakty, idziemy na skróty w myśleniu, zanadto skupiamy się na nieistotnych szczegółach. Kombinacja tych czynników to pewny przepis na katastrofę.

Polub nas na Facebooku

Mówisz "człowiek", a co wtedy myślisz? "To brzmi dumnie" - albo inny wyświechtany slogan w podobnym tonie. Tymczasem dla naukowców analizujących przyczyny katastrof i wypadków człowiek to po prostu ból głowy: słaba pamięć, beznadziejna koncentracja, metabolizm do bani. Musi jeść, spać, chce mu się siku, ciągle gada z innymi. Jest zakochany, nieszczęśliwy, niewyspany, popisuje się, ma niskie poczucie wartości - normalnie masakra. Zbyt często, niestety, masakra w dosłownym znaczeniu.

Przyczyną większości wypadków jest tzw. czynnik ludzki. Ocenia się, że odpowiada za blisko 80 proc. wszystkich katastrof.

Trudno się dziwić, że psychologowie na poważnie zajęli się badaniem tego zagadnienia.

Co odkryli? Kilka mechanizmów myślenia, którym wszyscy od czasu do czasu ulegamy.

Zdarzyło wam się kiedyś odrobinę nagiąć fakty? No dobrze, wiem: tylko trochę i jedynie w sytuacji, gdy nie zgadzały się z wersją wydarzeń, co do której byliśmy przekonani. Wtedy uruchamiają się mechanizmy psychologiczne, dzięki którym możemy żyć nieniepokojeni brakiem konsekwencji naszego rozumowania. Jednym z nich jest ignorowanie niewygodnych faktów, innym - naginanie ich, tak by pasowały do naszego światopoglądu. To tzw. błąd afirmacji: ludzie przykładają większą wagę do informacji, które odpowiadają ich przekonaniom. Dlatego ignorują wyniki pomiarów czy dane płynące ze wskaźników. Wolą nie zauważać czegoś, co zaburza bezpieczną rutynę.

Zwłaszcza zaś wtedy, gdy jak do tej pory wszystko szło dobrze. "Było dobrze - będzie dobrze", myślą. I nieszczęście gotowe.

Takie właśnie myślenie stało za katastrofą promu "Columbia" w 2003 roku. Załoga była informowana o tym, że oderwał się kawałek pianki izolacyjnej. Zaobserwowano to już po dotarciu promu na orbitę, ale w czasie trwającej kilkanaście dni misji głównie z powodów organizacyjnych nie udało się sprawdzić, czy uszkodzenie było wystarczająco poważne, by podejmować radykalne działania.

Efekt? Uszkodzenie osłony termicznej (dziura w skrzydle o średnicy ok. 25 cm), które nastąpiło za sprawą fragmentu pianki, spowodowało stopienie poszycia i katastrofę promu.

Dlaczego nikt wcześniej nie zareagował? Po pierwsze - wszystko z misją szło zwykle dobrze, po drugie - tak dzieje się często, gdy decyzję podejmuje grupa nawet najlepiej wyszkolonych osób. Włącza się wówczas tzw. grupomyślenie. Każdy myśli, że ktoś inny myśli - w efekcie nikt się nie zastanawia. Pojedyncze osoby czują się rozgrzeszone zdaniem większości, choćby było ono niezbyt mądre.

Jak jeszcze "czynnik ludzki" doprowadza do wypadków? Czytajcie we wtorek w magazynie "Nauka dla Każdego".

Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie

 

Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.

 

Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl