Sen to punkt kryzysowy, z którego widać napięcie między naturalnym rytmem ludzkiego życia a nieludzkimi wymaganiami rynków działających przez 24 godziny na dobę i siedem dni w tygodniu - mówi w weekendowym wydaniu "Magazynu Świątecznego" Jonathan Crary, autor książki "24/7. Późny kapitalizm i koniec snu".

"Sen - stan bezużyteczny i zasadniczo pasywny, generujący niepoliczalne straty", "jedna z wielkich zniewag człowieka wobec zachłannego kapitalizmu" - pisze pan. Nigdy nie myślałam o śnie jako o czymś tak naładowanym politycznie.

- Większość naturalnych potrzeb, jak głód, pragnienie, przyjaźń czy miłość, zostało już dawno utowarowionych, zmonetyzowanych, zaprzęgniętych w logikę rynku. Tylko sen nie daje się skolonizować. Jest szokującą anomalią, bo nie da się z niego nic wytworzyć.

To zupełnie bezinteresowny moment zapadnięcia się w siebie, bezbronności, oddania się w opiekę innym. Radykalna przerwa w okradaniu nas z czasu, które praktykuje współczesny kapitalizm.

Jakkolwiek bardzo paradoksalnie by to brzmiało, sen ma też wiele wspólnego ze wspólnotą. Wydaje się, że nie istnieje nic bardziej prywatnego, osobnego niż ten rodzaj wycofania, zawieszenia związków z zewnętrznym światem. Jednak sen to stan, w którym człowiek jest najbardziej bezbronny. Kiedy śpisz, oddajesz się w opiekę innym. Nawet jeśli miałoby chodzić tylko o poczucie, że żyjesz w świecie, w którym jest wystarczająco dużo społecznej solidarności, że możesz czuć się bezpiecznie. Poczucie, że kiedy śpisz, masz nad sobą rozpięty opiekuńczy parasol.

Sen jest więc całkowicie zależny od społeczeństwa.

W USA biznes związany ze spaniem - terapie, akcesoria, pigułki nasenne - wart jest 32 mld dol. Nie brakuje porad, jak optymalizować sen, by po przebudzeniu być jeszcze bardziej produktywnym. Polscy studenci wynaleźli ostatnio elektroniczną maskę, która ma ułatwiać sen dobrej jakości i skracać go tak, by "wcisnąć więcej godzin do grafika, aby się bawić, relaksować albo pracować". Rynek próbuje skolonizować także sen.

- Istnieją liczne próby przejmowania snu przez różne produkty, usługi, sektory rynku. Tak jak powszechny dostęp do wody odbierany jest ludziom przez siły prywatyzacji i skażenie środowiska, tak też powstaje struktura niedoboru snu. Prowadzi to do sytuacji, w której sen trzeba kupować. To przykład tego, jak sen jest niszczony czy osaczany, choć nie eliminowany. Dla miliardów ludzi na Ziemi pozostających poza siecią tej konsumpcji sen pozostaje tym, czym był zawsze: chwilą wycofania z życia, jakiekolwiek ono by było.

Moja książka nie jest jednak o śnie jako takim.

Wskazuję go tylko jako jeden z możliwych obszarów oporu wobec systemu, który został stworzony, by działać 24 godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu. Sen jest rodzajem pozostałości z innej epoki, śladem zupełnie innej, cyklicznej organizacji życia, którą moglibyśmy nazwać przednowoczesną. Należy do powtarzalnego rytmu egzystencji opartej na następstwie dnia i nocy, miesięcy, pór roku i związanego ze światem agrarnym.

Oczywiście, wciąż istnieją gospodarstwa i rolnictwo, ale działają już na zupełnie innych, przemysłowych zasadach. Istniejące wiejskie społeczności na całym świecie są wypierane i zastępowane przez korporacje spożywcze i ich rolnicze oraz genetyczne manipulacje.

Życie w zgodzie z jakimkolwiek rytmem czy cyklem to logika, która po prostu nie jest do zaakceptowania dla współczesnego kapitalizmu.

Dlaczego?

- Ujednolicająca siła kapitalizmu zaciera różnice między dniem i nocą, świętem i dniem powszednim, pracą i odpoczynkiem, maszynami i organizmami.

Rzeczywistość 24/7 to stan bezczasowości, ciągłości, trwania bez przerwy, zrywający zupełnie z ideą cykliczności. System, który nie przyjmuje do wiadomości, że ludzka egzystencja jest czymś kruchym, a po okresie aktywności musi nastąpić czas zatrzymania, regeneracji.

Całą rozmowę przeczytasz w weekend w "Magazynie Świątecznym".