Zygmunt to sławny polski pisarz. Wojciech to scenarzysta u progu kariery. Obaj są dowcipni i bardzo szczerzy. Postanowili pracować razem. Napisali scenariusz do nowego serialu "Prokurator" - od 3 września w TVP 2.

ROZMOWA Z ZYGMUNTEM I WOJCIECHEM MIŁOSZEWSKIMI

Mieliśmy się spotkać w Dolince Szwajcarskiej, a skończyliśmy w centrum handlowym. Szkoda! Ale "Prokurator" będzie się dział w jakichś fajnych warszawskich lokalizacjach...

Wojciech Miłoszewski: Staraliśmy się. Nie są to słynne, topowe miejsca, które się przewijają w każdym polskim serialu, czyli Pałac Kultury, most Świętokrzyski i rondo na skrzyżowaniu Alej Jerozolimskich i Marszałkowskiej.

Naprawdę nie ma Pałacu?!

Wojciech: Nie ma. Podobno pokazanie Pałacu w telewizji kosztuje majątek. Ale będzie trochę dziwnych, nieoczywistych miejsc. Zapuszczone postindustrialne tereny, które w mieście sąsiadują z apartamentami, kanały przy elektrociepłowni. Komunikacja warszawska, na przykład garaż, w którym rekonstruuje się stare autobusy. Muzeum Powstania Warszawskiego. I nasze ulubione miejsce: bar mleczny Bambino. Wybraliśmy go, bo w dzieciństwie mieszkaliśmy w okolicy i na spacerach z rodzicami fascynowaliśmy się krówką ze słomką w buzi, mrugającą do nas wesoło okiem. Poza tym komisarz Kielak [Wojciech Zieliński] pracuje w budynku komendy na Wilczej, a Proch [Jacek Koman] - w budynku prokuratury Warszawa-Śródmieście, czyli na Kruczej. Więc spotykają się w pół drogi w tym barze Bambino.

Zygmunt Miłoszewski: Będzie trochę tajemnic Warszawy, miejsc nieodwiedzanych przez śmiertelników. Na przykład zajezdnia SKM, budynek Polskiego Radia, który był wybudowany jako więzienie, o czym mało kto wie. Zależało nam, żeby to był warszawski serial kręcony w Warszawie, a nie innym mieście udającym stolicę. Jesteśmy z Warszawy, Proch jest warszawiakiem i chcieliśmy pokazać charakter miasta, a nie parę całującą się na pocztówkowym moście Świętokrzyskim. Jeżeli będziemy pisać kontynuację, to wgryziemy się w stolicę jeszcze lepiej.

Wojciech: Chyba że Gdańsk da jakąś pokaźną sumę pieniędzy na realizację serialu u nich.

Zygmunt: Wtedy nawet okiem nie mrugniemy.

Spacerowaliście wspólnie po mieście w poszukiwaniu tych miejsc?

Wojciech: Nie, znamy Warszawę od urodzenia. Jesteśmy ksenofobami ze Śródmieścia, wszystko poza centrum to dla nas przedmieścia, a za Wisłą w ogóle dzikie pola, tereny nietknięte cywilizacją.

Zygmunt: Weź się odczep, prawie 20 lat mieszkam na Pradze. Fakt, że jak się tam przeprowadzałem jako dorosły, to jak do innego miasta. Wcześniej tylko przejazdem, bo jak ktoś jest z lewego brzegu, to po co ma jeździć na prawy brzeg, skoro na lewym wszystko jest i jest lepiej.

Wojciech: Ja się bałem. Jak jeździłem gdzieś za rzekę, to strzygłem uszami.

Jak się ma prokurator Proch do prokuratora Szackiego? Nie unikniemy porównań.

Wojciech: Postanowiliśmy czerpać z talentu brata i wybraliśmy najlepsze elementy. Czyli Proch jest bardzo formalny, schowany za swoimi garniturami i przede wszystkim za kodeksem. Trzyma się paragrafów bez żadnych wyjątków. To go łączy z Szackim.

Zygmunt: Poza tym to inna postać. Z przeszłością, z blizną, z tajemnicą. Włożyliśmy dużo wysiłku w budowanie postaci Procha, chcieliśmy, żeby to dla niego ludzie oglądali "Prokuratora". I myślę, że Jacek Koman w tej roli jest doskonały. Ma to coś, co sprawia, że nie można od niego oderwać wzroku.

Cały wywiad przeczytacie w piątek w "Telewizyjnej"