Koledzy kręcili nosem. Nie brzmiała jak piosenka Beatlesów, ale była zbyt dobra, aby z niej zupełnie zrezygnować. Umieścili ją na płycie ?Help!? na przedostatnim miejscu.

Gdy melodia przyśniła mu się na poddaszu domu przy Wimpole Street, zerwał się z pościeli i popędził do muzycznego pokoju pani Asher. Na pół śpiący znalazł odpowiednie akordy w fortepianie i odtworzył kołatającą mu w głowie kompozycję. Po chwili - już zupełnie przytomny - dołożył kolejny fragment, który ostatecznie stał się jej środkową, wyjątkowo melancholijną częścią.

Początkowo nie mógł uwierzyć w to, co wyszło spod jego palców. Melodia wydawała się zbyt piękna, a jednocześnie zbyt oczywista, aby nikt wcześniej nie wpadł na taką sekwencję dźwięków. McCartney nerwowo szukał w pamięci, czy nieświadomie nie pożyczył sobie partii nowego numeru z jakiegoś przeboju z przeszłości. Zaczął zamęczać znajomych fragmentami piosenki. Nucił ją wokalistce w pobliskim barze, śpiewał zaprzyjaźnionemu kompozytorowi muzyki teatralnej. Wszyscy zapewniali, że nie mają pojęcia, co to za utwór. - Czułem się, jakbym znalazł kosztowny przedmiot i za wszelką cenę chciał go zwrócić prawowitemu właścicielowi. Skoro jednak nikt go nie chciał, doszedłem do wniosku, że mogę go zachować dla siebie.

***

Wyjaśniła się kwestia melodii, ale numer nie miał tekstu. Paul zastosował więc patent, z którego często korzystał, pracując nad nowymi kompozycjami z Lennonem - zamiast od razu pisać słowa, zaczął śpiewać absurdalne, pasujące do melodii frazy. W ten sposób tekst rozpoczynał się od słów: "Scrambled eggs/ Oh darling how I love your legs" (gdyby próbować oddać absurd tej "rybki", po polsku należałoby zaśpiewać na przykład: "Jajecznico/ Och, kochanie wielbię twoje lico"). Kłopot w tym, że mijały miesiące, a pod piękną melodią wciąż kryła się opowieść o jajecznicy. Numer stał się obsesją McCartneya. - Nieustannie nas nim zamęczał. Można było pomyśleć, że mieliśmy do czynienia z jakimś cholernym Beethovenem - śmiał się George Harrison. Paul pracował nad piosenką nawet podczas przerw w kręceniu filmu "Help!". Każdą wolną chwilę spędzał przy stojącym na planie pianinie. Wkurzony reżyser Richard Lester w końcu zagroził, że albo przestanie bębnić w kółko te same dźwięki, albo każe wynieść instrument do magazynu.

Przełom nastąpił podczas krótkich wakacji, na które w maju 1965 roku Paul pojechał do Portugalii z Jane Asher. - Zdawałem sobie sprawę że piosenka musi mieć tytuł i początek tekstu oparty na jednym, bardzo sugestywnym słowie. I nagle, gdy siedziałem w letniskowym domu w Algarve, przyszło mi do głowy "yesterday". To dobry początek. Świetnie się rymuje: say, today, away, play, stay. A potem pomyślałem, że gdzieś dalej w tekście może być "suddenly". I znów mnóstwo rymów: me, tree, we. Po chwili miałem zręby całego tekstu.

Co dla McCartneya było ulgą, to dla reszty zespołu było lekkim rozczarowaniem. - Mieliśmy niezły ubaw z tej męki, jaką Paul przechodził przy pisaniu tekstu. Robiliśmy nawet zakłady, że piosenka już na zawsze będzie opowiadała o jajecznicy - wspominał John Lennon. >

 

Więcej o przeboju "Yesterday" czytaj w sobotę w "Wyborczej"

 

***

W 1999 roku słuchacze BBC uznali "Yesterday" za najlepszą piosenkę XX wieku. Rok później telewizja MTV i magazyn "Rolling Stone" obwołały ją numerem 1 w historii muzyki pop. Uchodzi też za najczęściej emitowany utwór na świecie

Beatlesi, "Yesterday"

 

Znajdziesz nas na

Twitterze

,

Google+

i

Instagramie

Jesteśmy też na

Facebooku.

Dołącz do nas i dziel się opiniami.

Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl