Centrum Szczecina, noc. Z głębokiej na siedem metrów studzienki kanalizacyjnej wydobywa się para. Czwórka młodych ludzi podnosi właz. Są dobrze przygotowani do akcji - mają łom, liny, czołówki, a nawet uprzęże alpinistyczne. Są gotowi opuszczać się do studzienki, gdy zaskakuje ich patrol policji.
- Niby jak mieliśmy się z tego wytłumaczyć? Wyglądaliśmy, jakbyśmy przeprowadzali właśnie skok stulecia - mówi Paweł Wróbel, który brał udział w akcji. A jednak wytłumaczyli się na tyle skutecznie, że policjanci nie tylko pozwolili im wykonać zadanie, ale nawet, wracając z patrolu, sprawdzili, czy znaleźli to, co było ukryte w studzience. - Oczywiście nas wylegitymowali, ale z tych emocji spisali w sumie pięć osób, mimo że byliśmy tylko we czwórkę - śmieje się Paweł. - O takich wyprawach mówimy: "Jedziemy na tłuste foki".
"Tłustą foką" było też prosektorium w starym poniemieckim budynku. - Wciąż stał tam sprzęt szpitalny - opowiada Paweł. Przeszukując pomieszczenie centymetr po centymetrze, znaleźli wskazówkę o treści: "Szukaj nisko, tam, gdzie krew spływa". To, czego szukali, było ukryte w spływie pod stołem.
Paweł Wróbel, jego żona Sylwia Wróbel, Dominik Smulski i Piotr Rosiński to geokeszerzy, amatorzy gry terenowej opartej na GPS, a dokładnie jej ekstremalnego wariantu. Według socjologów są przedstawicielami zataczającego coraz szersze kręgi zjawiska nowego trybalizmu i powrotu do plemiennej wspólnotowości, którą opisywał m.in. Bronisław Malinowski.
Geocaching polega na poszukiwaniu tzw. skrzynek. Są ukryte przez innych uczestników, którzy współrzędne GPS wraz z opisem skrzynki umieszczają w portalu Opencaching.pl. Kesze (z ang. cache - schowek) to zazwyczaj wodoszczelne pojemniki zawierające drobne przedmioty, którymi wymieniają się gracze. Zazwyczaj są zamaskowane, więc dostrzeżenie ich może stanowić nie lada wyzwanie - choć współrzędne znamy i jest opis wskazówka. Najważniejszym elementem skrzynki jest dziennik, tzw. longbook. Wyglądem przypomina zwiniętą w rulonik ściągę. Gracze wpisują się do longbooka (najczęściej nickiem), by potwierdzić swoje znalezisko, po czym odkładają kesz na miejsce. Niekiedy zamieniają ich zawartość, zabierając jedne przedmioty, podkładając inne. Potem piszą o tym na Opencaching.pl lub Geocaching.com.
Więcej o geocachingu czytaj w poniedziałek w "Wyborczej"
Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie
Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.
Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl