Prof. Henryk Wisner: Ujście to w naszych dziejach fenomen bez precedensu. Mniej ważne było to, że wojsko nie stawiło oporu najeźdźcy, bo klęski zdarzają się w dziejach każdego państwa. Mniej ważne były nawet postanowienia zawartego układu, w którym Wielkopolska poddała się władzy królów szwedzkich i oddała mu swe wojska, a zatem stanęła do walki z prawowitym królem i Rzecząpospolitą. Ważniejsze było to, że Ujście wskazało, iż łączenie się z najeźdźcą nie jest wejściem na drogę zdrady, lecz ocalenia. Więcej, magnaci i szlachta, zmęczeni klęskami w walce z Kozakami i Moskwą, tracący wiarę w możliwość pokonania ich oraz Szwecji, weszli na tę drogę. W ciągu paru miesięcy podobnie postąpiły niemal wszystkie województwa, powiaty i ziemie Polski. Rozkazom najeźdźców poddało się także wojsko.
- Nie, to leżało poza jego zasięgiem. Opowieść, że król Szwecji ruszył na Polskę pod wpływem informacji o stanie Rzeczypospolitej, które przekazał mu zdrajca, jest nieprawdopodobna. Natomiast pod Ujściem Radziejowski przyczynił się do nakłonienia wodzów, a w ślad za nimi ogółu zebranych, do zawarcia zdradzieckiego układu.
- Litwa, inaczej niż Wielkopolska, znalazła się w tragicznej sytuacji, gdyż zwycięski marsz oddziałów moskiewskich i kozackich łączył się z eksterminacją i wywozem ludności w głąb Rosji. Szwedzi już w maju, a zatem przed formalnym zerwaniem polsko-szwedzkiego rozejmu na Litwie, zajęli Dyneburg, zamek będący w żałosnym stanie, ale ważny, bo strzegący przeprawy przez Dźwinę. Latem, żeby przeciwstawić się Szwedom, Jan Kazimierz odwołał posiłkujące Litwinów oddziały koronne, a litewskie, które od miesięcy nie otrzymywały żołdu, groziły hetmanom wypowiedzeniem posłuszeństwa. Co więcej, po zajęciu Wilna przez oddziały moskiewskie i kozackie część to zrobiła. W obliczu marszu wojsk carskich, którego nie potrafiono powstrzymać i nie wierzono, że jest to możliwe siłami wyłącznie litewskimi, grupa magnatów i szlachty pod wodzą wojewody wileńskiego i hetmana wielkiego litewskiego Janusza Radziwiłła poszła za radą biskupa wileńskiego Jerzego Tyszkiewicza i zwróciła się do Szwedów z propozycją poddania się pod ich protektorat. Dla potomnych była to zdrada, za którą obciążyli hetmana, ale w istocie Radziwiłł nie dokonał wyboru między Polską i Szwecją, lecz między Szwecją i straszliwymi stratami ponoszonymi przez społeczeństwo wskutek działań Moskwy i Kozaków. Podstawowe pytanie powinno brzmieć: czy decyzja Radziwiłła i szlachty zebranej w obozie pod Kiejdanami to zdrada (wymaga zresztą uściślenia kogo - Rzeczypospolitej, Korony Polskiej czy także Litwy)? Ale jak w tej sytuacji powinien się zachowywać człowiek czujący odpowiedzialność za kraj?
Układ kiejdański, który zakończył paromiesięczne rokowania, został zawarty dopiero 20 października 1655 r., niemal trzy miesiące po kapitulacji Wielkopolan. Szwedzi zajęli już Warszawę (8 września), oblegli, a potem zdobyli Kraków (17 października), a Jan Kazimierz porzucił kraj (12 października). No i wojsko koronne po przegranych bitwach z siłami moskiewsko-kozackimi pod Gródkiem (29 września ok. 30 km na zachód od Lwowa) i szwedzkimi m.in. pod Wojniczem (3 października ok. 80 km na wschód od Krakowa) przeszło na służbę Karola X Gustawa. Jak się z czasem tłumaczyło, uczyniło to, by ratować religię, prawa i wolności szlacheckie: któż by bowiem nie zwątpił o ojczyźnie w jednym i tym samym czasie przez tylu i tak potężnych nieprzyjaciół ogarniętej? Wreszcie układ kiejdański zawarto w przeddzień przedstawienia warunków poddania się pod protekcję Karola X Gustawa przez województwo krakowskie i sandomierskie. Jest odrębną kwestią, że Janusz Radziwiłł mylił się, sądząc, że razem ze Szwedami uderzy na Moskwę, ale miał rację, że po zajęciu Wilna, Kowna i ataku na Grodno Moskwa powstrzyma swój straszliwy marsz.
Cała rozmowa w poniedziałek w "Ale Historia"
O potopie szwedzkim czytaj w najnowszej "Ale Historia", poniedziałkowym dodatku do "Gazety Wyborczej" poświęconym w całości tej straszliwej wojnie, która przetrąciła kręgosłup I Rzeczypospolitej.
Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie
Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.
Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny