Miałem wielki kłopot z Tatrami. Kiedyś jako dziecko tam pojechałem, zobaczyłem tłumy na szlakach, w których, idąc pod górę, tak naprawdę nigdzie się nie szło, ale stało w kolejce - i postanowiłem, że nigdy, ale to nigdy tam nie pojadę. Kwintesencją dzikich gór na lata stały się dla mnie Bieszczady. Czasami jednak nie ma co się upierać przy postanowieniach z dzieciństwa. Jakieś dziesięć lat temu przekonałem się, że Bieszczady nie są tak dzikie, jak się wydaje, a Tatry pomimo tych tłumów maszerujących po szlakach są dzikie jak mało które miejsce w Polsce.
Dzięki Tomkowi Zwijaczowi-Kozicy i Filipowi Ziębie - dwóm przyjaciołom z Tatrzańskiego Parku Narodowego - powoli docierało do mnie, że to miejsce absolutnie unikatowe, pokazujące, że koegzystencja człowieka, a nawet milionów ludzi z dziką, najdzikszą przyrodą, jest możliwa. Bo Tatry to tak naprawdę maleńka wysepka. Całe - słowackie i polskie - to mniej niż 800 km kw., z czego polska część około 200 km kw. Dla porównania: Alpy mają ponad 200 tys. km kw. i nie ma przesady w powiedzeniu, że całe Tatry, a na pewno ich polska część zmieściłaby się w jednej alpejskiej dolinie. Natomiast polska część Puszczy Białowieskiej, po której chodzę, to aż 600 km kw. Do tego Tatry to wyspa otoczona niemal ze wszystkich stron gęsto zaludnionymi terenami. I chyba bardziej zadeptane od Tatr są tylko polskie plaże. (...)
Tatry przypominają mi inną część świata, w której jestem absolutnie zakochany, a mianowicie Arktykę. I nie chodzi tu o niedźwiedzie, bo choć polarne są blisko spokrewnione z naszymi brunatnymi, to jednak różni je wiele w trybie życia i diecie oraz oczywiście wyglądzie, ale o organizmy znacznie mniej spektakularne. Zrozumiałem to, kiedy pewnego polarnego lata w mieście Longyearbyen, stolicy arktycznego archipelagu Svalbrad, którego największa wyspa to Spitsbergen, idąc ulicą, spotkałem wybitnego badacza tatrzańskiej flory, znakomitego botanika profesora Zbigniewa Mirka. - Czego pan tu szuka, panie profesorze? - zapytałem zdziwiony. - Dokładnie tego samego co w Tatrach - odpowiedział profesor Mirek i wyjaśnił mi, że w Tatrach i w Arktyce rosną bardzo blisko spokrewnione gatunki roślin albo wręcz takie same. Bo warunki w tych górach niewiele różnią się od tych arktycznych. Jeżeli chcemy poczuć namiastkę prawdziwej Arktyki, wystarczy, że wybierzemy się w Tatry i przyjrzymy się tamtejszym roślinom. Zresztą nie tylko one pamiętają czasy, w których klimat w Europie był znacznie zimniejszy. Świstaki i kozice też. I one przed ociepleniem, które nadeszło jakieś 10 tys. lat temu, uciekły w wysokie góry. W Tatrach mamy więc wciąż epokę lodowcową.
Zapraszamy na "Wakacje z Adamem Wajrakiem" - w poniedziałek i wtorek będzie można znaleźć zeszyty opisujące przyrodę wybranych rejonów Polski. Natomiast od środy, 15 lipca, przez dwa kolejne dni razem z "Gazetą Wyborczą" dostępne będą pocztówki z płytą miniDVD zawierającą cztery odcinki serialu przyrodniczego Adama Wajraka.
Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie
Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.
Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny