Polacy są łatwą ofiarą drogówek innych państw. Częściej dostają mandaty i tracą prawa jazdy. Co nas gubi? Nawyki i niewiedza

Liczymy: noclegi, jedzenie, zakupy, winiety, a mandaty? Wakacyjna beztroska powinna zacząć się dopiero na miejscu: gdy wysiądziemy z auta. Inaczej koszty wyjazdu mogą dramatycznie wzrosnąć. Właśnie przez mandaty. W Polsce dopiero teraz są dotkliwe finansowo. Niemal wszędzie "kosztują" dużo drożej. Także w byłych demoludach. Np. w Chorwacji i Słowenii za przekroczenie dopuszczalnej prędkości o 50 km/h zapłacimy równowartość 2800 zł. A za przejazd na czerwonym świetle - 1100 zł.

Polacy rzadko wybierają się do Estonii, więc nie wiedzą, że oba te wykroczenia "wyceniono" tam na 3600 zł. Jeszcze bardziej powinni mieć się na baczności w Austrii (do 9200 zł za przekroczenie limitu o 50 km/h) oraz w Finlandii (5100 zł za przejazd na czerwonym świetle).

Najbogatsi najwięcej zapłacą właśnie tam - Finlandia to kraj, gdzie nie ma górnej granicy mandatów. Płaci się jedną dniówkę wyliczoną na podstawie zeszłorocznego zeznania podatkowego (podobny system jest w Szwajcarii i Szwecji). W głośnym przypadku fińskiego biznesmena Reimy Kuisla złapanego na przekroczeniu "osiemdziesiątki" o 22 km/h dało to równowartość 226 tys. zł.

Choć mało któremu Polakowi grozi aż taki mandat, jako nacja za granicą płacimy nieproporcjonalnie dużo.

Tym, co nas gubi, są nawyki. W kraju przywykliśmy m.in. że:

* możemy bezkarnie przekraczać dopuszczalną prędkość o 15-20 km/h. Najwyższa Izba Kontroli stwierdziła, że wiele fotoradarów działa w Polsce z tolerancją wynoszącą 20 km/h, a niektóre nawet 30 km/h. Tymczasem w Niemczech tolerancja fotoradarów nie przekracza 6 proc., czyli niespełna 10 km/h. W Rumunii karane jest przekroczenie dopuszczalnej prędkości w terenie zabudowanym już o 6 km/h.

* jesteśmy uprzedzani o stacjonarnych fotoradarach. Informujące o tym znaki nie wszędzie są normą. Nie ma ich w połowie europejskich państw.

* stacjonarne fotoradary są u nas żółte i dzięki temu widoczne z daleka. Na Zachodzie - niekoniecznie. Np. w Szwajcarii często przypominają pojemniki na śmieci.

Ile może nas kosztować aplikacja Yannosik, NaviExpert czy Speed Alarm? Kto nas może namierzyć i w jaki sposób? Na jakie inne "egzotyczne" przepisy możemy trafić? Jak to jest ze ściąganiem kar i co, jeśli nie zapłacę mandatu? Czy musimy mieć komplet zapasowych żarówek, zafoliowaną apteczkę, drugi trójkąt ostrzegawczy, zestaw narzędzi do zmiany koła, komplet kamizelek odblaskowych (wożonych w kabinie, nie w bagażniku) dla wszystkich jadących, szpadel zimą czy jednorazowy alkomat? A co, jeśli trafimy na stróża prawa depczącego prawo? Za co stracimy prawo jazdy? Są też kraje, gdzie karą jest konfiskata auta... - poradnik dla wyjeżdżających za granicę - w czwartkowych "Pieniądzach Ekstra"

Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie

 

Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.

 

Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl