Prof. Marian Zembala: Robię swoje. Nawet gdyby mnie kroili, zaakceptowałbym in vitro. Tak mi dyktuje sumienie lekarza.
- Nie jestem ministrem na cztery miesiące, tylko na tyle, na ile zdecydują ludzie w wyborach.
- No, to już jest inne pytanie. Zapewniam panią, że da się zrobić bardzo dużo.
- A jak pani myśli?
- Kiedy to mówiłem, byłem bardzo spięty.
W ministerstwie mam ogrom pracy, więc w Zabrzu jestem w sobotę albo w niedzielę. Widzę się z chorymi. W przedostatni czwartek nie mogłem jechać do żadnego szpitala, musiałem być na negocjacjach w Brukseli. Dzięki temu mamy 12 mld zł na inwestycje.
- Po co pani zaczyna od tego, co mi sprawia ból? Zresztą odpowiedź na pytanie o konflikt interesów jest już w oświadczeniu przed sejmową komisją zdrowia.
Ale dobrze, powiem. To było tak, że 13 lat temu w Częstochowie, największym miejscu kultu religijnego w Polsce, nie było pracowni kardiologicznej, która by się zajmowała leczeniem zawałów. Wielu ludzi nie zdążyło dojechać na zabieg do Zabrza czy Katowic. Tak było z moim tatą - miał stan przedzawałowy i nie dotarł na czas do właściwego szpitala. Na prośbę prezydenta Tadeusza Wrony założyliśmy Polską Grupę Medyczną i zbudowaliśmy pracownię, która zabezpieczyła ten region.
PGM spełniła cel. Pracownia w Częstochowie ma jeden z największych wskaźników chorych we wstrząsie, czyli w stanie bezpośrednio zagrażającym życiu. Jeżeli ktoś przyjmuje tak wielu pacjentów wysokiego ryzyka, to nie można powiedzieć, że spija śmietankę.
Burmistrz Fatimy i mer z Lourdes wręcz zazdrościli, że nie mają podobnego ośrodka, bo pielgrzymi to przecież często ludzie starsi, odwodnieni, a podczas pielgrzymki przeżywają ogromne emocje.
Cały wywiad z prof. Marianem Zembalą przeczytacie w sobotę w "Magazynie Świątecznym".