Ostatnio dużo się mówi o nierównościach. O nierównościach ekonomicznych i społecznych. O tym, że biedni uciekają bogatym, że szanse się nie wyrównują. Dopiero w dalszej kolejności mówimy o nierówności płci. Tymczasem kobiety ciągle zarabiają mniej, trudniej im awansować, choć są lepiej wykształcone od mężczyzn. O tym, jak absurdalnie nierówna jest sytuacja, niech świadczy to, że wśród prezesów spółek z amerykańskiego indeksu S&P500 więcej jest mężczyzn o imieniu John niż wszystkich kobiet.
Niby wiadomo to od lat. Ale ciągle nic się nie zmienia. Może dlatego, że równy status kobiet to coś, o czym wypada powiedzieć od czasu do czasu, dla poprawności politycznej, ale już w prawdziwej ("poważnej") pracy to coś marginalnego.
- Nasze pieniądze mówią coś o nas i naszym społeczeństwie. Jeśli naprawdę cenimy równość płciową i etniczną, to USA powinny pokazać to światu - mówi Susan Ades kierująca w USA kampanią "Women on 20s", która ma na celu doprowadzenie do tego, że 20-dolarówka byłaby opatrzona kobiecym profilem.
"W Ameryce dopiero się do tego zabierają, więc phi, mamy jeszcze czas" - zdają się myśleć w kierownictwie Narodowego Banku Polskiego. Czy są szanse, by polskie banknoty i monety jednak zyskały - dosłownie - kobiece oblicze? Czytaj w poniedziałek w "Gazecie Wyborczej".