W świecie latynoskich narcos skończył się czas niewinności kobiet. Stoją na czele karteli, szmuglują narkotyki. Zabijają i same giną - piszemy o tym w sobotnich ?Wysokich Obcasach?

Polub nas na Facebooku

To kolebka narkobiznesu. Od ponad stu lat uprawa marihuany i maku jest dla meksykańskiego stanu Sinaloa tym, czym plantacje winorośli dla francuskiego Bordeaux. To tutaj działają najpotężniejsze kartele szmuglujące kokainę z Kolumbii i Peru do USA i właśnie w Sinaloa ta "zmiana warty" odbywa się w naturalny sposób, bo tysiące kobiet żyje w tym świecie od urodzenia. - Zaczynały od nacinania główek makowych i zbierania z nich białego soku, z którego produkuje się opium i heroinę. To zajęcie wymaga delikatności. Potem zajęły się transportem towaru i praniem pieniędzy, prowadząc małe biznesy albo kupując nieruchomości. Stały się też "narkodyplomatkami", które przenoszą wiadomości i rozkazy albo przekupują władze, wykorzystując swoją urodę - tłumaczy dr Arturo Santamaria z Uniwersytetu Sinaloa, najsłynniejszy meksykański badacz kobiet w mafii. - Następnie zaczęły nadzorować duże operacje. A ten proces sprawił, że nauczyły się też dyrygować mężczyznami, zarządzać całymi obszarami i w końcu zaczęły stawać na czele grup przestępczych.

"Dumna królowa wśród królowych za nic ma prawo"

Gdyby Enedina Arellano Félix nie urodziła się w rodzinie, która stworzyła jeden z najpotężniejszych karteli w Meksyku, może byłaby dziś prezesem korporacji albo księgową w banku. Kiedy miała 16 lat, marzyła o karierze modelki. Ale los kobiet, które rodzą się w narkoklanach, jest przesądzony, bo ten biznes się dziedziczy.

- Nie mogę zaprzeczyć, że należę do tego świata. W nim się urodziłam, wychowałam, ale też obracałam się w towarzystwie osób, które nie mają nic wspólnego z przestępczością - zwierzała się Sandra Ávila Beltrán legendzie meksykańskiego dziennikarstwa Julio Schererowi w wywiadzie z 2007 r.

Sandra chciała być dziennikarką. - Na zajęcia przychodziła zawsze spóźniona dwie godziny, z nikim nie rozmawiała. Była nieufna - wspominał w wywiadzie dla BBC jej kolega z czasów studiów dziennikarskich na Uniwersytecie Autonomicznym w Guadalajarze. - Ale zwracała na siebie uwagę, kiedy pod uczelnią, jedną z najdroższych w Meksyku, wysiadała z luksusowych aut obwieszona złotą biżuterią. Wszyscy się domyślali, że musi być z rodziny narcos . Miała wtedy 18 lat i nikt się do niej nie zbliżał. Ze strachu.

Dzisiaj ma 55 lat i jest najbardziej znaną Meksykanką, którą wiąże się z narkobiznesem. To bratanica założyciela nieistniejącego już kartelu z Guadalajary i najpotężniejszego capo w kraju w latach 80.

W 2007 r. została aresztowana w towarzystwie Juana "Tygrysa" Espinosy. Zostali oskarżeni o przerzut co najmniej dziewięciu ton kokainy do USA. - Zajmuję się prowadzeniem domu i handlem - mówiła Sandra podczas pierwszego przesłuchania. Uśmiech nie schodził jej z ust. Kiedy policja zatrzymała tę "zwykłą panią domu", znalazła u niej ponad 170 sztuk biżuterii od Cartiera: diamentowe naszyjniki, złote bransoletki. - To prezenty od kochanków - tłumaczyła.

Kim są kobiety karteli? Jak działają? Czy są równie okrutne jak mężczyźni?

Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie

 

Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.

 

Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl