Polub nas na Facebooku
Gdy rozległ się dźwięk alarmu, dr Jerry Linenger ledwie drgnął. Ten sam dźwięk co ranek budził ich ze snu i zdążył się przyzwyczaić. W ustach czuł jeszcze smak barszczu i kawioru, którymi jakieś pół godziny wcześniej raczył się podczas kolacji. Amerykanin szybko się pożegnał i ruszył do modułu Spektr kontynuować swoje eksperymenty medyczne. Natomiast Aleksandr Łazutkin udał się do modułu Kwant wymienić pojemnik z nadchloranem litu w generatorze tlenu wykorzystywanym wtedy, gdy na stacji znajdowało się więcej niż trzech ludzi i Electron, wielki generator uwalniający tlen w procesie elektrolizy wody, nie wystarczał. Po podgrzaniu do kilkuset stopni nadchloran litu także uwalniał tlen, a litrowy kanister wystarczał, by przez dobę zapewnić tlen dodatkowej osobie. Wymiana stanowiła rutynową czynność.
Tymczasem alarm nie milkł, więc Linenger ruszył w kierunku głównego modułu i zdał sobie sprawę, co się dzieje. Na widok ciągnących się nad podłogą smug dymu włosy stanęły mu dęba: na stacji Mir pędzącej z prędkością 27 tys. km/godz. 390 km nad Ziemią wybuchł pożar. Gdy Amerykanin dotarł do Kwantu, kanister przypominał pudełko fajerwerków - wysoki na 60 cm płomień topił metalowy stelaż generatora, a kawałki stopionego metalu unosiły się w powietrzu. O wiele gorszy był dym, który w stanie nieważkości powinien stać w miejscu, ale na Mirze powietrze mieliły wentylatory i dym błyskawicznie się rozprzestrzeniał.
Walerij Korzun, dowódca stacji, chwycił za gaśnicę, ale w stanie nieważkości piana, zamiast przylepić się do płonącego kanistra i zdusić ogień, spływała z jego krawędzi. - Przygotować statki do ewakuacji - krzyknął. Tyle tylko że na stacji było czterech Rosjan, Amerykanin i Niemiec, a do dyspozycji mieli trzyosobowego Sojuza, statek kosmiczny, którym dowożono na Mir załogę i zaopatrzenie. Dostęp do śluzy, do której zacumował drugi Sojuz, blokował ogień.
O perypetiach Mira i innych stacji kosmicznych czytaj w najnowszym magazynie "Ale Historia", dodatku do poniedziałkowej "Gazety Wyborczej"
Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie
Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.
Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl