Polub nas na Facebooku
- Niedoścignionym wzorem demokracji są zasady panujące wśród pszczół - twierdzi Tom Seeley, długowłosy entomolog, profesor prestiżowego Cornell University, który wśród roi i uli spędził ostatnie trzydzieści lat. Swoje badania ostatnio opisał w książce "Pszczela Demokracja" (Honeybee Democracy).
Jak jednak mówić o pszczelej demokracji, skoro w ulu niepodzielnie rządzi królowa?
Po pierwsze, wielu naukowców twierdzi, że królowe to figurantki, które zajmują się głównie rozmnażaniem. A po drugie, okazuje się, że monarchia nie należy się "z urodzenia". Pszczoły wybierają swoją władczynię całkiem demokratycznie.
W laboratorium profesora Seeleya ten proces przebiega pod czujnym okiem badacza. Zaobserwował on, że gdy rój się dzieli - kiedy jego część odlatuje budować sobie życie w nowym miejscu - razem z nim wyrusza stara królowa. W starym gnieździe zostają larwy nowych liderek. Gdy wykluwają się nowe królowe, zaczyna się debata. Ta pszczoła, która ją wygra, dostanie tron. Reszta zostanie zabita i wyrzucona z ula wraz z innymi pszczelimi odpadami.
W debatach prowadzonych w warunkach, kiedy kandydatki na królową toczą bitwy w izolacji, zawsze wygrywa najstarsza, czyli największa pszczoła. Gdy jednak walka toczy się w ulu, pomiędzy robotnicami, wielkość kandydatki nie decyduje o wygranej. Seleey tłumaczy to tym, że na wybór ma wpływ doping bzyczących wkoło pszczelich robotnic, które w jakiś nieznany nam sposób głosują skrzydełkami.
Podobnych wyborów dokonują pszczoły, wybierając mieszkanie dla roju. Seeley badał ją przez lata bardzo dokładnie, oznaczając obserwowane pszczoły kolorami i nagrywając ich zachowanie ukrytą kamerą.
Jak swoich przywódców wybierają termity? Co decyduje o władzy w świecie łosi? Dowiecie się jutro z "Wyborczej"
Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie
Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.
Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny