Przedsiębiorca z niemieckiego Endstetten przeniósł produkcję do Chojnic, bo uznał, że w Borach Tucholskich będzie mu fajniej. W śląskim strumieniu chłopiec znalazł kopertę wypchaną gotówką i mama odniosła ją na policję. We wsi Kleszczów (Łódzkie) obiady szkolne i aquapark dla dzieci są za darmo, a opieka nad potomstwem kosztuje złotówkę za godzinę - resztę dopłaca samorząd. Reporterzy "Wyborczej" rozmawiali z ludźmi, którzy przeprowadzili się do małych miejscowości z Warszawy czy Poznania - i nie żałują. Są już w Polsce powiaty - i wiejskie gminy - w których nie uświadczysz obdartej elewacji, śmiecia na chodniku ani dziury na ulicy. Gdzie ścieżki rowerowe, wolne parkingi, boiska, lodowiska i baseny są standardem od lat. Gdzie bezrobocie oscyluje wokół pięciu procent, a urzędnicy dzwonią do obywateli i sami przypominają, że trzeba załatwić jakąś formalność. Gdzie nie ma kolejek w przychodniach, miejsca w przedszkolach czekają, przestępczość jest śladowa, a okolica - piękna. Chcesz sprzedać auto i chodzić pieszo wszędzie, gdzie potrzebujesz? Mieć góry za oknem? A może plażę, jeziora trzy metry od domu?
Od poniedziałku do środy prezentujemy Polskę gminną i powiatową, jakiej się nie spodziewaliście.
500 osób rocznie przeprowadza się do Pruszcza Gdańskiego. Dlaczego? Na pierwszy rzut oka niespełna 30-tysięczny Pruszcz nie robi piorunującego wrażenia. Owszem, widać porządek, ale nie ma nawet rynku. A jednak, podczas gdy z Sopotu ubywa mieszkańców, tutaj - odwrotnie. Bo tak samo blisko do Gdańska, a nie ma tłumów turystów i towarzyszącej im drożyzny. Za to jest wszystko, co potrzebne do życia.
- Córka ma miejsce w porządnym przedszkolu publicznym, a za rok będzie chodziła piechotą do szkoły z basenem. Do tego mamy fajne tereny zielone - opowiada Wiktor, 34-letni urzędnik pracujący w Gdańsku. Do pracy dojeżdża w ciągu 15 minut, jego żona pracuje na miejscu w firmie transportowej. Zamieszkali w Pruszczu trzy lata temu. - Naszym pierwszym wyborem były oczywiście nowe osiedla w Gdańsku, ale okazało się, że tam stalibyśmy w korkach, a wokół domów mielibyśmy pustynię z jednym sklepem - dodaje.
W Pruszczu nie było wcale dużo taniej, ale był żłobek, są przedszkola, trzy nowoczesne publiczne podstawówki i gimnazja, jedno liceum z boiskiem spełniającym wymogi FIFA. Jeden basen, drugi w budowie, "orlik" i "biały orlik", czyli lodowisko. Są też niepubliczne szkoły katolickie.
Puławy to zupełnie inne miasto niż oddalony o 50 kilometrów Lublin. Nie ma zgiełku, nie ma zaniedbanych i porozjeżdżanych przez samochody skwerów. - Tu widać, że miasto narodziło się z ogrodów - mówi Paweł Buczkowski, który kilka lat temu zamienił Lublin właśnie na Puławy. - Na każdym kroku równo skoszone trawniki.
Blisko 50-tysięczne dziś Puławy należały najpierw do rodziny Lubomirskich, a później Czartoryskich. Potem stały się ośrodkiem kulturalnym, zyskując przydomek Polskich Aten. Na puławskim dworze gościli m.in. Julian Ursyn Niemcewicz, Adam Naruszewicz czy Marcello Baciarelli, nadworny malarz Stanisława Augusta Poniatowskiego. Do dziś w Puławach można zwiedzać pałac Czartoryskich, który był miejscem tych spotkań. Otacza go park na 30 hektarów.
Kiedy spojrzeć na mapę Małopolski, wydaje się, że 10-tysięczny Stary Sącz jest przylepiony do odległego o zaledwie kilka kilometrów i 10-krotnie większego Nowego Sącza - byłego miasta wojewódzkiego, dzisiaj powiatowego. Ale to dwa zupełnie inne światy.
Przemiany w Starym świetnie ilustruje firma Krzysztofa Mroza, który przeprowadził się tu z Nowego i ze swoją firmą Park M - zakładanie i pielęgnacja ogrodów - odniósł ogólnopolski sukces.
- Żyje mi się tu dobrze. Nie ma tłoku, korków - mówi.
- Prawie każdy, kto przyjeżdża do Starego Sącza po raz pierwszy, jest nim oczarowany. Mam jednak wrażenie, że Stary Sącz jest bardziej chwalony przez przyjezdnych niż mieszkańców. Jakby nie wszyscy doceniali to, co mają, chcieliby, żeby tu się jeszcze więcej działo. Ale to i dobrze, bo trzeba dalej działać.
Szamotuły, zwane są przez mieszkańców: Szamoni, Szmatotuły albo Szam Fransisco. Miasto powiatowe w woj. wielkopolskim. Populacja: ok. 20 tys. mieszkańców, jedno kino, pięć podstawówek, dwa licea, kilka marketów i dwa kościoły, szkoła muzyczna, pływalnia, Muzeum Zamek Górków, jeden lombard, kilkanaście lumpeksów, duży targ, jeden ogródek letni przed cukiernią na rynku. Niby niewiele, zatem dlaczego tu jest tak fajnie?