"Peer Gynt" w choreografii Edwarda Cluga szczęśliwie dotarł do Warszawy. Nieokiełznana wyobraźnia twórcy porwała publiczność.

Edward Clug, słoweński tancerz pochodzenia rumuńskiego, postanowił na język tańca przełożyć pięcioaktowy dramat "Peer Gynt" Henrika Ibsena (1828 – 1906).

Opracował scenariusz, partyturę zręcznie pozszywaną z rozmaitych fragmentów pięknej muzyki Edvarda Griega, wreszcie choreografię.

Powstały w ten sposób autorski spektakl baletowy wystawił w Słoweńskim Teatrze Narodowym w Mariborze (2015). Sukces był olbrzymi – „Peer Gynt" Cluga przeszedł triumfalnie przez sceny Zurychu, Wiednia, Dortmundu, Hanoweru, Lipska, a teraz wylądował w Warszawie.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Michał Olszewski poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    Wspaniały spektakl! Pieniądze powinny iść na kulturę a nie rozdawnictwo 500 plus.
    @ErnestoPesto
    Ci, którzy zbierają na kredki dla dziecka do szkoły myślą inaczej.
    już oceniałe(a)ś
    5
    3
    naprawdę warto zobaczyć. rewelacja.
    już oceniałe(a)ś
    8
    0
    Byliśmy wczoraj, to jeden z niesamowitych baletów jaki widzieliśmy
    już oceniałe(a)ś
    6
    0
    mi trochę przeszkadza to nabijanie się z osób psychicznie chorych. spektakl przyzwoity ale raczej pop. ze sceny z dywanami zwanej też tańcem hot-dogów można było wyciągnąć więcej. odwrócona trollica rewelacja!
    już oceniałe(a)ś
    2
    0
    Ależ ekspertek od mężczyzn na łamach GW i WO.
    już oceniałe(a)ś
    4
    3
    Henryk Ibsen zmarł w 1906, błagam, poprawcie!
    już oceniałe(a)ś
    0
    0
    Drobna uwaga. Buńczuczna, egoistyczna męskość. W Wyborczej można użyć również takich słów dla uzupełnienia, ale to dodatkowe barwy. Natomiast zawsze obowiązuje zwrot toksyczna męskość. Na szczęście w recenzji nie zabrakło słowa patriarchat, nie mogło, w końcu to Wyborcza.
    A więc - toksyczna męskość.
    Brakuje trochę słów stany depresyjne i lękowe. Niby można to tłumaczyć brakiem związku z tematem ale zwykle go nie ma a i tak te słowa się pojawiają.
    już oceniałe(a)ś
    2
    6
    Dziś nawet zwykła recenzja nie może obyć się bez plucia na "patriarchat" męskość i generalnie mężczyzn. Uważajcie, recenzentki nie swojego życia – nie tędy droga.
    @naratunek
    każdy ma swoje prawo doszukiwania się własnej interpretacji w dziele artystycznym. to, że autorka dostrzegła tutaj wątek patriarchatu nie jest żadnym atakiem personalnym.
    już oceniałe(a)ś
    7
    0