Artur Orzech: Było nerwowo w tym sensie, że wyczuwało się mocne przygotowanie organizatorów na... nie wiadomo co.
Przemieszkałem rok na wojnie w Afganistanie, więc obecność policji mnie nie przeraża, aczkolwiek robiło to wrażenie, jeśli uświadomiłeś sobie, że jesteś w skandynawskim mieście. Policja imponowała i liczebnością, i faktem, że sporo funkcjonariuszy wyposażonych było w broń długolufową. Z jednej strony było to dmuchanie na zimne, a z drugiej potęgowało wrażenie bliżej nieokreślonego zagrożenia.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Nie tylko zwycięzkie piosenki pozostają w przestrzeni, pod tym względem moim zdaniem pan Orzech nie ma racji. Inna sprawa, że trudno żeby wszystkie 30-pare propozycji z każdego roku miało się regularnie pojawiać na antenie. Trochę mało czasu by pozostało na kawałki spoza konkursu :D
Zdecydowana większość wodzów głosowała na Ukrainę, a jurorzy na Szwajcarię. Skąd ta jaskrawa rozbieżność? Czyżby widzowie się nie znali?
Panie Orzech, dlaczego uważa Pan, że Szajcaro lepiej zaśpiewało niż Ukrainki? Co tam było lepszego?
Przez pewien czas nie było jurorów tylko głosy widzów i festwal zmienił się w plebiscyt mniejszości narodowych, można było obstawiać wyniki w ciemno. I to były najgorsze czasy eurowizji, pierwsza połowa lat dwutysięcznych. Teraz jest dużo lepiej. Można dyskutować o wadze głosów jury i widzów, ale moim zdaniem zasada dwóch punktacji powinna pozostać.