Nikt się po nas nie spodziewał, że będziemy współpracować z kimś, kto wyprodukował płytę Harry'ego Stylesa - mówi Jared Followill, basista Kings of Leon.

- Kochamy Polskę i zawsze ją kochaliśmy — deklaruje już na samym początku naszej rozmowy Caleb Followill, gitarzysta, wokalista i jeden z założycieli amerykańskiej grupy Kings of Leon. I powtarza to od lat.

Kings of Leon to jeden z najpopularniejszych w Polsce zespołów rockowych. Każdy ich koncert, czy to stadionowy, czy festiwalowy, i każda premiera płyty, są wydarzeniami wyczekiwanymi przez fanów.  

Od wydania czwartej, przełomowej dla kariery, płyty "Only by the Night" z 2008 r. ich popularność nie słabnie. - Zawsze, gdy przyjeżdżamy do Polski, jestem zaskoczony skalą odbioru naszej muzyki. Tym, ile piosenek zna publiczność. Amerykanie mają jeszcze wiele do nadrobienia.   

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Monika Tutak-Goll poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    Wspominam sobie tę falę nowego indie z początku XXI wieku. Był wysyp gitarowych zespołów, klimatem nawiązujących głównie do postpunka i sceny manchesterskiej z końca lat 80 (choć nawiązań do lat 60. też w tym nurcie było sporo). Media wieściły renesans rocka i nową rewolucję (chyba zresztą ten nurt okrzyknięto właśnie New Rock Revolution). The Strokes, The Hives, The Vines, White Stripes, The Killers, Arctic Monkeys, Interpol, Yeah Yeah Yeahs i jeszcze wiele innych. Słuchało się tego dość przyjemnie, a większość tych kapel mogłem usłyszeć na żywo, bo hurtowo zaczęły być zapraszane na młody wtedy gdyński Opener. Mimo sympatii nie podzielałem wielkich zachwytów, bo większość tej muzyki była dość wtórna, inspiracje były dość wyraźne, a muzycznie i charyzmatycznie żaden z tych zespołów nie zbliżył się do Joy Division, Stooges czy innych klasyków. Eksplozja zgasła tak szybko jak wybuchła, bo już w drugiej dekadzie naszego stulecia zainteresowanie tą falą wygasło, wiele kapel zniknęło, inne zanurzyły się w mainstreamowym graniu wciąż podobnej muzyki. Nieliczni eksperymentowali z nowymi brzmieniami. Czyli stało się mniej więcej to samo, co z brit-popem lat 90. Z perspektywy czasu New Rock Revolution okazała się chyba mniej ważna i bardziej wtórna niż można było wtedy przypuszczać. Wciąż chyba ostatnią faktycznie istotną falą w historii rocka pozostaje grunge z początku lat 90. (choć osobiście nie jestem fanem, ale szanuję). Potem gitarowa muzyka zaczęła ulegać rozdrobnieniu. NRR chyba była bardziej produktem dziennikarzy niż faktycznym zjawiskiem. Dziś to w ogóle nie ma już znaczenia. Dziennikarstwa muzycznego w zasadzie nie ma, wytwórnie płytowe nie mają znaczenia, muzyka popularna uległa totalnej atomizacji, na nowy nurt pokoleniowy nie ma już żadnej szansy.
    już oceniałe(a)ś
    7
    0
    Artykuł puentuje tytuł płyty: "Can We Please Have GUN" XD Mocno to amerykańskie.

    Ale wiadomo, nie ma korekty
    @Rajanaah
    Fakt, przeinaczyli trochę. Może za dużo produkują tekstów i nie wyrabiają ? Koniec końców odpowiedzialność za słowo powinna spoczywać na tej osobie, która je wypowiedziała, czy napisała. Czasami jedna litera zmienia znaczenie słowa, jak w ”naszym” przypadku: fun i gun. Nie, żebym nie doceniał znaczenia redakcji i korekty. Wiadomo.
    już oceniałe(a)ś
    0
    0
    Na chooj mi korekta.
    @geo-tmk
    Nie podjąłbym się skorygowania napisanego przez Ciebie słowa. Chyba że zgodziłbyś się na zastąpienie innym ;)
    już oceniałe(a)ś
    0
    0
    Aaa, tak mnie pochłonęło komentowanie komentarzy, że zapomniałbym o najważniejszym. Słuchałem dzisiaj tego albumu :)
    już oceniałe(a)ś
    1
    0
    A która ich płytę warto kupić czy lepiej składak z greatest hits ?
    @gniewko69
    Najlepiej streamingować i słuchać tego, na co masz ochotę (mniej więcej) :)
    już oceniałe(a)ś
    0
    0