Jeśli wybierasz się do Opery Narodowej na "Petera Grimesa" Benjamina Brittena, robisz to na własną odpowiedzialność, bo to nie będzie wieczór lekki, łatwy i przyjemny.

"Peter Grimes" Brittena (1945) to opera utrzymana w konwencji twardego realizmu społecznego, gęsta psychologicznie. Reżyser Mariusz Treliński i jego dramaturg Marcin Cecko stworzyli przejmujące studium outsidera, jednostki niedostrojonej do świata, która powoli osuwa się w szaleństwo. Opowieść tę wyposażyli w cechy mrocznego skandynawskiego kryminału, w którym ofiarami są dzieci.

Mniej istotne jest pytanie o to, kto zabił i dlaczego. Ważniejsze – pokazanie mechanizmu wykluczenia z małej społeczności, doprowadzonej na skraj wytrzymałości psychicznej i szukającej ujścia swoich frustracji.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Małgorzata Bujara poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    Dziękuję za recenzję. Osobiście jestem pod ogromnym wrażeniem inscenizacyjnej spójności spektaklu, współczesnego aktorstwa (niemalże filmowego) śpiewaków i tancerzy. Reżyser trzymał konie w ryzach, nie zauważyłam zbędnego efekciarstwa, przeestetyzowania, do których ma słabość. Klimat mrocznego angielskiego miasteczka i mieszkańców oddany doskonale, w kostiumie, aktorstwie. Siostrzenice wyjęte z Ekipy z Newcastle, oczywiście przy zachowaniu odpowiednich proporcji. Poruszający dramat dziecka rezonuje z aktualnymi tragediami w PL i UK. Polecam.
    już oceniałe(a)ś
    2
    0