Gdy amerykański boysband Backstreet Boys był u szczytu kariery, ja namiętnie słuchałam piosenek z bajek. Ale kilka lat później zaczęłam namiętnie zbierać karteczki, a w mojej pokaźnej kolekcji były również te z przystojnymi wokalistami z zespołu: Nickiem Carterem, Howiem Doroughem, AJ McLeanem, Brianem Littrellem i Kevinem Richardsonem. Miały równie duże znaczenie co te z księżniczkami Disneya i bohaterami "Króla lwa".
Gdy świadomie zaczęłam słuchać muzyki, boysband wciąż był dość popularny, ale sięgnęłam po zgoła inne dźwięki i zamiast w amerykańskim popie zasłuchiwałam się w gitarach. Bo, jak pisał w swoim tekście mój redakcyjny kolega Jarek Szubrycht, boysbandy i girlsbandy, choć popularne, były lekceważone, uważane za łatwy skok na kasę i zwycięstwo formy nad treścią.
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Pozostali śpiewali doskonale.
Nie ma sprawiedliwości: najbardziej rozrywkowi, nałogowcy Nick i AJ śpiewają wspaniale, czystym i mocnym dźwiękiem.
Otóż to! Tez jestem zaskoczona tym fragmentem o rzekomej wokalnej slabiźnie…
Tu w wydaniu lokalnym, nie wymagaj zbyt wiele.