Hip-hop z Ugandy, metal z Kenii, singeli z Tanzanii. Rewolucja na światowej scenie muzycznej nadchodzi za sprawą outsiderów z Afryki. A my będziemy mogli jej właśnie posmakować w Polsce.

Na sierpniowym koncercie zespołu Nihiloxica w Warszawie nie sposób było ustać w miejscu: hipnotyzujący puls, ekscytacja każdym uderzeniem w bębny, pot spływający po plecach, tumany nadwiślańskiego piachu rytmicznie wznoszące się wśród publiczności.

Nihiloxica to projekt będący wynikiem spotkania ugandyjskiej grupy perkusyjnej Nilotika Cultural Ensemble i dwóch Brytyjczyków: perkusisty Spooky-J oraz producenta i didżeja Petera Jonesa. Poznali się podczas rezydencji w kolektywie muzycznym Nyege Nyege w Kampali, stolicy Ugandy, i od tamtej pory występują na całym świecie. Bo świat ich pokochał. Zwłaszcza ten zachodni, znudzony techno, house'em i trapem z klubów Berlina i Londynu.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Anna Gamdzyk-Chełmińska poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    Po komentarzach - widać samych fanów Watersa
    już oceniałe(a)ś
    0
    0
    To cóż, że mit awangardy upadł. W pop kulturze i tak wybrzmiewa, bo musi, starsza aniżeli utwór zespołu na Q - The Show Must Go On!
    już oceniałe(a)ś
    0
    0
    trochę ta muzyka straciła na afrykańskości przez elektryfikację.
    już oceniałe(a)ś
    0
    3
    Z Ugandy?
    A nie z Wakandy?
    już oceniałe(a)ś
    0
    4