Powiem prawdę. Na koncert w ramach projektu "ABBA Voyage" leciałem do Londynu z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony - jako fan muzyki popularnej i samej Abby - bardzo chciałem zobaczyć powrót Szwedów na scenę, choćby w tej przedziwnej, podrasowanej technologią formie. Z drugiej strony nie do końca byłem w stanie zaakceptować koncept śpiewających, gładkolicych awatarów. Nie można przecież zastąpić koncertowej krwi, potu i łez ciągiem zer i jedynek. Nie da się oszukać czasu, najwyżej publiczność.
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Ja też przelałem swoje uczucia gdzie indziej, ale przyznaj: parę kawałków mieli niezłych, co ?
kocham ABBE, z resztą się zgadzam.
Przyznaję.
Tak samo porywająco był napisany artykuł o najnowszej płycie Red Hotów, po czym w rzeczywistości okazało się że to płyta słabiutka.
Jakby to ująć w miarę delikatnie... Nie zesraj się. :)
Nie musi, ty już to zrobił–ś.
I dlatego było warto to zrobić. Bo na to w pełni zasługiwali- i oni, i ich muzyka.
"udaloni" to z tej szybkości picia?
Swoją drogą, jest to jakiś rodzaj wiecznej
młodości!
Nie, nie ukazał sie w ten sam sposób, bo pojawił sie tylko kiepski awatar bez całej reszty, do tego z problemami technicznymi. Ale zgadzam się: zafundował nienawiść i jest potworem, którego nikt na żadnych spędach, mam nadziej ę, nie będzie chciał juz oglądać.