Co oglądać i czytać, czego słuchać? Podpowiadamy i inspirujemy. Zapisz się na nasz kulturalny newsletter
Nie trzeba nikogo przekonywać, że dzikie krzyki, przesterowane gitary i kopy w krocze od sekcji rytmicznej to dyscyplina, w której Polacy są równie dobrzy jak w skokach narciarskich. Rodzimy metal funkcjonuje na świecie na równych prawach z zachodnimi grupami, a Behemoth to dziś wręcz gwiazda gatunku.
Mimo to obawiam się, że te dwie nowe, znakomite płyty – zespołów Milcz i Atrocious Filth – mogą mieć problem ze znalezieniem odbiorców. Ich twórcy nie są częścią środowiska, a proponowane przez nich dźwięki nijak się mają do przyzwyczajeń metalowej publiczności i obecnie panujących trendów. Z kolei dla fanów muzyki z radia, a nawet dla bywalców alternatywnych festiwali ta propozycja może być zbyt radykalna.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Szkoda Guzika :(. Tak zupełnie nawiasem.
Tym przyzwyczajonym do starych nazw amatorom "ciężkości" trzeba zdecydowanie grozić... żeby chociaż zbadali to nowe, co wyszło (groźbą się nie przejmą, ale przynajmniej ich zaintryguje, czemu jakiś świr im grozi, i może wtedy posłuchają). Z resztą czytelników to pewnie nie ma znaczenia, czy ich Jarek Szubrycht poprosi, czy im pogrozi.
A z gitarowych dźwięków to chyba nowy Dezerter jeszcze wyszedł 2 dni temu (to tak zupełnie nawiasem).