Premiera pierwszej niemetalowej płyty Adama Nergala Darskiego budziła zrozumiałe emocje. Po pierwsze dlatego, że lider grupy Behemoth okazał się owieczką w wilczej skórze i zamiast zionąć piekłem, z zaangażowaniem śpiewał smętne pieśni, w których blues przenikał się z folkiem i country rockiem. Po drugie – partnerował mu John Porter, prawdziwy mistrz ballad noir, postać z zupełnie innego pokolenia i świata.
Ich wspólny album "Songs of Love and Death" wydany wiosną 2017 r. był co najmniej interesujący i wielce obiecujący. Ale nie dowiemy się, jak mogłaby się rozwinąć tamta współpraca, bo po pierwszej trasie That Man zniknął w niejasnych okolicznościach.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Nergal zrobił naprawdę kawał znakomitej muzy i chwała Mu za to.
a to, że nie strzela w każde ucho jest bez znaczenia, ważne że strzela złotem.
Nie dla mnie ta płyta.
to wcale a wcale NIE mniej wiecej tak.
panie Szubrycht! nie porównuj pan DIAMENTU do kupy GOWNA!!!!
Dawno nie czytałem takich farmazonów. Muzyk jest fanem muzyki? - kto by pomyślał!
A o undergroundzie można było mówić pod koniec lat sześćdziesiątych (np. Frank Zappa), ale nie dzisiaj, gdy wszystkie nisze muzyczne są już zajęte. Na dodatek ów tajemniczy underground jeszcze korzysta na wsparciu?
Co do tych pięciu kawałków muzycznych, to zacytuję klasyka: "Wszystko już było - rzekł Ben Akiba, a gdy nie było, śniło się chyba". A tak nawiasem; ciekawe czy Gałczyński był fanem poezji?
W metalu, szczególnie tym ekstremalnym sporo jest jeszcze undergroundu, czy jak to tam nazwać. Muzyki, która nie przebija sie do szerszej dystrybucji. Nie mówie nawet o sprzedaży fizycznych płyt, ale bardziej dystrybucji na Spotify czy Apple Music. I z tego Nergal owszem zawsze korzysta i korzystał. Inna sprawa, że na tej płycie akurat tego nie słychac.
Z metalu słucham głównie progmetal, dlatego ten ekstremalny nie jest mi znany.
Dziękuję za informację.